W latach 90. wśród początkujących polskich biznesmenów krążyły legendy o superatrakcyjnych lokatach w zachodnich bankach, przynoszących krociowe zyski. Woźniakowski pracował wówczas w Bankowym Domu Handlowym, należącym do Kredyt Banku i przyznał reporterowi „Rz”, że interesował się takimi programami. Czajkowski opowiadał, że Woźniakowski wydzwaniał do niego i przekonywał do inwestowania. - Na jednym ze spotkań powiedział mi, że ma znajomego, który chce pożyczyć 50 tysięcy dolarów i daje 10 procent tygodniowo od tej sumy - relacjonował Czajkowski. - Zgodziłem się.
19 września 1994 roku spotkali się w stołecznym hotelu Solec i sfinalizowali transakcję. Przyprowadzonym znajomym okazał się biznesmen Marek Wojnarowski i to on podpisał umowę pożyczki z Czajkowskim. Świadkiem ze strony wierzyciela był z kolei gen. Mirosław Gawor, ówczesny szef Biura Ochrony Rządu. Umowę zawarto na 5 tygodni, odsetki miały wynosić po 4,5 tysiąca dolarów tygodniowo. Woźniakowski zarzekał się reporterowi „Rz”, że żadnych pieniędzy od Czajkowskiego nie pożyczał, a prawdziwym ich odbiorcą był Wojnarowski. Wojnarowski zaś wskazywał Woźniakowskiego jako pożyczkobiorcę. Jedno było pewne – Czajkowski udzielił pożyczki.
[srodtytul] Nastąpiło przedawnienie [/srodtytul]
Dla stołecznego przedsiębiorcy, który dokładnie zbadał sprawę, nie było najmniejszych wątpliwości, że organizatorem pożyczki był Woźniakowski. – Dodatkowym tropem były pieniądze, które były minister wziął od Bożeny Przywieczerskiej i też nie zwrócił – opowiada Czajkowski. – Poszkodowana zawiadomiła o sprawie prokuraturę.
Przedsiębiorca długo nie mógł przekonać organów ścigania, że padł ofiarą oszustwa. Wiąże to z rządowymi funkcjami sprawowanymi przez Woźniakowskiego: prezesa Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa i wiceministra skarbu. – Nie rezygnowałem, dążąc do ukazania prawdy – mówi Czajkowski.
Jego pogląd, że pożyczkę wziął Woźniakowski, podzielił stołeczny sąd rejonowy w styczniu 2008 roku, skazując byłego wiceministra na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 4 lata i zobowiązując go do naprawienia szkody. Ten na wyrok złożył zażalenie i wtedy okazało się, że nastąpiło przedawnienie. Wyrok w apelacji zapadł we wrześniu 2008 roku. Sąd umorzył postępowanie, bo przedawnił się czyn zabroniony. – Zebrane dowody nie pozwalają na oczyszczenie Józefa Woźniakowskiego i uniewinnienie go od przestępstwa – napisał w uzasadnieniu Sąd Okręgowy.