Zofia K., mająca zarzuty w głośnej sprawie dotyczącej wyłudzeń kredytów z banku w Lesznowoli, wpadła na oryginalny pomysł, aby wybrnąć z kłopotów. Zamiast tego zgotowała sobie większe tarapaty – została oskarżona i skazana za płatną protekcję oraz obietnicę udzielenia korzyści majątkowej.
– Sąd stwierdził winę i sprawstwo oskarżonej, wymierzając jej karę dwóch lat pozbawienia wolności, która była zgodna z wnioskiem prokuratora zgłoszonym na rozprawie głównej – mówi „Rzeczpospolitej" Agnieszka Zabłocka-Konopka, rzeczniczka Prokuratury Regionalnej w Warszawie.
Z Banku Spółdzielczego w Lesznowoli – jak podejrzewają śledczy – wyprowadzono łącznie ok. 50 mln zł, udzielając kredytów z naruszeniem prawa i procedur. Dotąd zarzuty w sprawie postawiono blisko 30 osobom, w tym Zofii K., byłej prezes zarządu banku.
„Rzeczpospolita" poznała kulisy działań, jakie miała podjąć była prezes, aby po swojej myśli załatwić sprawy.
Jak się zaczęło? Latem 2016 roku stołeczni policjanci zaangażowani w rozpracowywanie nadużyć w banku w Lesznowoli zdobyli operacyjnie, z kilku źródeł, zaskakującą informację o kobiecie, która szuka „dojścia" do prokuratura, i chce zapłacić ok. 200 tys. zł policjantom lub innym osobom mogącym jej w tym pomóc. Chodziło o to, by załatwił sprawę po jej myśli. Jak następnie ustalono, kobietą tą była właśnie Zofia K.