Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej", z dodatku "Żydzi polscy"
Aż przyszła wojna w czerwcu 1967 roku. Nadzwyczaj śmiały plan strategiczny i doskonałe jego wykonanie dowiodły mistrzostwa Izraelczyków w wojennym rzemiośle oraz męstwa, nieugiętości i wspaniałego wyszkolenia ich żołnierzy. W ciągu siedmiu dni lotnictwo i siły pancerne wroga przestały istnieć. W Warszawie nie drwiono już z żydowskiej armii. Nie bez satysfakcji mówiono natomiast po cichu o „polskich Żydach, którzy pokonali sowieckich Arabów”...
Może wtedy przypominano sobie też częściej Berka Joselewicza, pierwszego Żyda, który przeszedł do narodowej historii jako bitny i ofiarny polski żołnierz. I to nie byle jaki, bo oficer naszej kawalerii, co w kraju potomków Zawiszy Czarnego, husarzy i szwoleżerów miało swoje znaczenie! Odpowiedź na pytanie, dlaczego dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku pojawił się taki zuch, jest nader prosta. Przez wieki Żydzi w diasporze przyjmowali z zasady postawę bierną, z konieczności wyrzekając się stosowania przemocy i używania broni. Zasada ta w wielu konkretnych sytuacjach bezpośredniego zagrożenia nie sprawdzała się, ale – jako doktryna narodu bez własnego państwa, rozproszonego wśród obcych żywiołów, który chce ocalić własną tożsamość – okazała się skuteczna. W Polsce Żydzi płacili za to, by nie służyć w wojsku, i stąd rozpowszechnione, ale i powierzchowne mniemanie o ich małej wartości jako żołnierzy.
Aż przyszedł czas, kiedy Żydów ogarnął ferment ideologiczny i zaczęli zmieniać stosunek do swego miejsca w Rzeczypospolitej. Berek i jemu podobni chwycili wtedy za szable w obronie polskiej ojczyzny. Nasz bohater, jak wielu innych patriotów, walczył najpierw w insurekcji kościuszkowskiej, potem w legionach, wojsku Napoleona i wreszcie poległ jako pułkownik szaserów Księstwa Warszawskiego. Pod Kockiem, gdzie dokładnie 130 lat później ostatnią bitwę kampanii 1939 roku stoczy gen. Franciszek Kleeberg.
Śladem Joselewicza podążyli jego współwyznawcy w powstaniach polskich, w Legionach Piłsudskiego, w wojnie bolszewickiej i II wojnie światowej. Mogiły z gwiazdą Dawida są i w Katyniu, i pod Monte Cassino. Ci, którzy poszli za Berkiem, jakby chcieli nadrobić wielowiekową izolację. I do nich także odnosi się zapis w Konstytucji 3 maja: „wojsko nic innego nie jest, jeno siła porządna, z siły całego narodu wyciągnięta (...)”.