Pod koniec grudnia 2011 r. w Rewie znaleziono ciało 21-letniego Pawła Okraszewskiego. Było wciśnięte w wykop pod fundament domu jednorodzinnego, zaledwie kilkadziesiąt metrów od pensjonatu, w którym mieszkał podczas delegacji. Okraszewski był elektromonterem w dużym koncernie energetycznym.
Wieczorem, przed śmiercią, młody mężczyzna zachowywał się dziwnie. Najpierw o godzinie 1.46 w nocy zadzwonił do kierownika z informacją, że po pensjonacie chodzi osoba z bronią, a następnie bez ubrania miał opuścić pensjonat, skacząc z balkonu i mówiąc, „że teraz już po nim".
Prokuratura prowadząca śledztwo w tej sprawie nie dopatrzyła się działań osób trzecich i umorzyła postępowanie. W jego trakcie pominięto jednak wiele kluczowych ustaleń. Według opinii biegłego śmierć Okraszewskiego była skutkiem złożonych czynników, które doprowadziły do nagłego uduszenia. Te złożone czynniki to m.in. upadek z dużej wysokości, nienaturalne wygięcie ciała i uraz kręgosłupa.
Biegły, z braku profesjonalnego sprzętu, nie ustalił jednak precyzyjnie czasu zgonu, nie wykluczył też, że ciało ofiary mogło zostać do dołu wrzucone.
Prokuratura zlekceważyła również sprzeczne ze sobą zeznania świadków, którzy przedstawiali inną wersję wydarzeń w postępowaniu przygotowawczym, a inną przed sądem w sprawie wytoczonej przez rodzinę zmarłego. Do dziś nie wyjaśniono też, w jaki sposób 21-latek dostał się na trudno dostępny teren budowy, nie zostawiając za sobą żadnych śladów, ani dlaczego miał czyste skarpety, mimo że opuścił pensjonat bez obuwia.