Z relacji świadków wynika, że pies został wniesiony na szczyt Rysów przez grupę turystów. Przerażone zwierzę nie było w stanie samo zejść po stromym zboczu.
O sprawie poinformowany został TOPR. Oczekiwano, że ratownicy przekażą uprząż, która ułatwi transport zwierzęcia. - Usłyszeliśmy, że oni się nie zajmują psami. Jak drugi raz dzwoniliśmy z tego samego numeru, to nas zrzucali - powiedział w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" pan Krystian.
Bezskuteczna również była próba uzyskania pomocy od Straży Ochrony Parku. Turyści zdecydowali, że sami sprowadzą psa do schroniska przy Morskim Oku. Początkowo pies został wsadzony do plecaka, jednak był bardzo niespokojny i wyskakiwał. Ostatecznie, z wykorzystaniem posiadanego osprzętu, zwierzę zostało zniesione na rękach.
Powrót do schroniska trwał około 10 godzin. Przez wiekszość drogi pies był bardzo nieufny, dopiero na końcowym odcinku zdecydował się iść sam.
Turyści dotarli do Morskiego Oka około godziny 22. Wtedy napotkali kolejny problem. Władze schroniska nie pozwoliły, by w budynku nocował pies. Ostatecznie, po prosteście jednego z ratowników-amatorów, zwierzę zostało wpuszczone.