Na tle wodociągów w innych krajach - nasze własne wydają się nieco zacofane. I nie chodzi tu o dostępne i używane przez nie technologie. Ostatnie kontrole NIK podsumowane w 2016 roku jasno wskazały, że krajowe zakłady wodociągowe przy dostawie wody kierują się średnią krajową strat wody i benchmarkingiem w prawie wszystkich dziedzinach zarządzania i podejmowania decyzji.
Mówiąc wprost wskazuje to na przestarzały system dostawy wody – nie rokujący w przyszłości na dostawę taniej wody. Benchmarkingiem kierują się dostawcy wody najczęściej nie potrafiący wykazać, że dostarczana przez nie woda jest po najniższych kosztach w danych warunkach lokalnych. Nie chodzi tu o brak przetargów itp. Jednak do przetargów w kraju często trafiały zadania inwestycyjne wcześniej nie zoptymalizowane ekonomicznie co do swojego zakresu realizacji (przewymiarowane). Przykładem może być modernizacja zwykłej stacji uzdatniania wody. Jeżeli nie dokonamy wcześniej obniżenia strat wody wówczas zrealizujemy inwestycję zaprojektowaną na większą dobową wydajność – czyli droższą. Żaden krajowy zakład wodociągowy nie pochwalił się dotąd tego rodzaju praktyką (!), zauważmy dość powszechną na zachodzie. Rezultat? Droższa zrealizowana inwestycja. Ale czy tylko? Po jej zrealizowaniu dotacja unijna „zamienia się" w amortyzację i powiększa tym samym cenę sprzedawanej wody. Zauważmy, że dla odbiorców wody taka dotacja nie powinna się nazywać dotacją, a rozłożeniem w czasie (bez odsetek) zrealizowanych kosztów inwestycji. Jest to swego rodzaju pomoc, ale nie taka jak myślą, że otrzymali. Raczej przewymiarowane obciążenie.