Ten wynik nie ma większego znaczenia, bo nie decydował o niczym. Być może ważniejsze od rezultatu jest atmosfera wokół kadry. Po niedzieli piłkarze mieli prawo czuć się jak w oblężonej twierdzy, a Jerzy Brzęczek czytać o sobie, że już prawie nie pracuje.
Na pewno źle się przygotowuje do meczu w takiej sytuacji, ale jeśli ktoś uważał, że piłkarze będą mieli okazję, żeby trenera się pozbyć, to po obejrzeniu gry musiał zmienić zdanie. Wszyscy bardzo się starali, właściwie nikt nie zawiódł. Poza jednym zawodnikiem.
Kamil Jóźwiak, niewidoczny w spotkaniu z Włochami przeprowadził rajd, po którym niemal ośmieszył Davy Klaassena, tego samego, który trzy lata temu przyczynił się do wyeliminowania Legii przez Ajax. Akcja Jóźwiaka po wyprzedzeniu Klaassena i zwodzie, po którym Daley Blind otworzył Polakowi drogę do bramki była imponująca.
Przemysław Płacheta trafił w słupek, a gdyby tuż po przerwie wytrzymał psychicznie, powinien zdobyć drugą bramkę. To prawda, że Holendrzy mieli takich okazji więcej, ale żadna nie zakończyła się golem. Nieszczęście wydarzyło się w końcówce. W spotkaniu z Włochami w polu karnym faulował Grzegorz Krychowiak. Teraz faulu dopuścił się Jan Bednarek, co zakończyło się golem z jedenastu metrów. Dwa karne w dwóch meczach - trochę dużo, coś to mówi o grze w defensywie.
Stało się to akurat wtedy, kiedy trener przeprowadził zmiany, mające ułatwić utrzymanie prowadzenia. Po stracie wszystko się posypało.