Czy dr Greniuch mógł dojrzeć i zrozumieć, że ten, kto wita się gestem wyciągniętej przed siebie ręki z otwartą dłonią w Polsce stawia się po złej stronie historii? Mógł, oczywiście. Czy może dziś żałować błędów młodości – jak sam mówi o tamtym zachowaniu? Jak najbardziej, to mu się chwali. Czy jednak owe żal i skrucha wystarczą, aby powierzyć mu kierownicze stanowisko w IPN? Nie.
Dlaczego? Nie chodzi wcale o absolutyzm moralny, rodem z twórczości Josepha Conrada i przekonanie, że jeden błąd przekreśla możliwość bycia dobrym człowiekiem. Tak oczywiście nie jest, dr Greniuch może być dziś świetnym naukowcem, to w całej sprawie w ogóle nie powinno być przedmiotem dyskusji.
Chodzi o coś zupełnie innego. Gdzie jak gdzie, ale w Polsce wydawało się, że wszyscy rozumieją wagę polityki historycznej i jej wrażliwość na pewne symbole. Przez lata polscy politycy i polskie media (z Jerzym Haszczyńskim z „Rzeczpospolitej” na czele) musieli prowadzić walkę ze zbitką „polskie obozy śmierci”, która dla niezainteresowanych historią stawiała nas nieomal w szeregu sojuszników Adolfa Hitlera i współsprawców Holokaustu.
W ostatnich latach musimy zadawać kłam narracji, forsowanej przez Władimira Putina, która znów wpycha nas w ramiona Hitlera, rzekomego sojusznika Polski przed 1939 rokiem. Porażka w takiej wojnie o pamięć byłaby dla Polski ponownym przegraniem II wojny światowej – tym razem na płaszczyźnie moralnej. Oznaczałoby to, de facto, że heroiczne stawianie czoła dwóm totalitaryzmom zastąpione zostałoby, w świadomości historycznej światowej opinii publicznej, wizją Polski, która zaplątała się w polityce międzynarodowej i w rzeczywistości była sama winna swojej katastrofy.
Jeśli w takiej rzeczywistości p.o. dyrektorem oddziału IPN we Wrocławiu zostaje naukowiec, którego trzeba tłumaczyć z tego, że nie jest nazistą i który ma „w dorobku” zdjęcia z wyciągniętą przed siebie otwartą dłonią oraz flirt z ONR, to odpowiedzialny za tę decyzję dopuścił się czegoś gorszego, niż głupoty – popełnił błąd. Bo trudno o większy prezent dla próbujących przekonać, że II RP w rzeczywistości czuła miętę do Hitlera, niż powierzenie zadania badania polskiej historii komuś z taką przeszłością. Nie łudźmy się – nasi przeciwnicy w walce o prawdę historyczną nie będą się bawić w niuanse, dzielenie włosa na czworo i pobłażanie błędom młodości. Dla nich najważniejsza będzie ten salut uwieczniony na zdjęciach. Resztę już da się dopisać.