Jeśli za kilka lat testy wykażą, że nauka wypełniania testów nie poszła w las, dzieci te przejdą na kolejny etap nauki, nie umiejąc sklecić kilku sensownych zdań, zrozumieć czytanego tekstu ani zanalizować logicznie problemu – ba, nawet nie wiedząc, z ilu minut składa się godzina.

To znaczy takie są, jak to niedawno wykazały badania "Dziennika", umiejętności przeciętnego gimnazjalisty dzisiaj. Za sześć lat będą na pewno niższe, bo przez te lata niewątpliwie przeorzą polską oświatę kolejne wielkie reformy. Od pół wieku nie zdarzył się rocznik, który przeszedłby szkołę, nie zaliczając po drodze reformy, a przeważnie kilku, i reformatorska aktywność MEN nie słabnie. Już peerelowskie kadry wiedziały wszak doskonale, że jak się nie umie czegoś naprawić czy tylko porządnie prowadzić, to trzeba zacząć reorganizację i w ten sposób jakoś się dotrwa do nowego stanowiska.

Wszystkie te reformy łączy wspólny, niedościgniony wzór nowoczesnej, bezstresowej i postępowej szkoły z rozwiniętych krajów zachodnich. Szkoły, która w przeciwieństwie do tradycyjnej freblówy nie obciąża, nie wymaga, nie deformuje żywiołowo kształtującej się młodej psychiki, tylko, przeciwnie, daje jej możliwość nieskrępowanego rozwoju we wszystkich kierunkach. Innymi słowy, edukacji, którą amerykański polityk podsumował stwierdzeniem, iż produkuje uczniów, którzy w wieku 12 lat zostają rodzicami, w wieku 14 lat zaczynają rabować i zabijać w ulicznych gangach, a w wieku 16 lat dostają dyplomy, których nie potrafią przeczytać. Daleko nam jeszcze do tego ideału, ale idziemy we właściwą stronę.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/08/30/edukacja-coraz-nowoczesniejsza/]blog.rp.pl/ziemkiewicz[/link]