Pamiętam za to wielkie tłumy w czasie drugiej pielgrzymki do Polski. Widziałem wówczas rzekę ludzi płynącą po torach kolejowych przy klasztorze w Niepokalanowie na liturgię z udziałem papieża. Pamiętam tłum przyciskający młodego chłopca do drewnianych żerdzi, które wygradzały poszczególne sektory. Pamiętam też wielkiego, wyklejonego z ziaren zboża orła w koronie, który falował nad rozradowanym tłumem czekającym na słowa otuchy. I one tam padły. „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj" – wołał papież. Wciąż mam także przed oczami rozmodlonego Jana Pawła II, prowadzącego procesję eucharystyczną ulicami Warszawy w 1987 roku. W otaczającej nas szarości PRL-owskiej rzeczywistości ten papież dawał jakąś nadzieję.
Kolejna pielgrzymka to rok 1991. Dwa lata po pamiętnym czerwcu 1989 roku. Tłum witający papieża nie był już tak entuzjastyczny. Bo Jan Paweł II grzmiał, napominał. Wołał, że naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości. W drugim etapie tej pielgrzymki – w sierpniu 1991 roku – na Jasnej Górze papież spotkał się z młodzieżą. Kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi – wśród nich także ja – wędrowało przez kilka dni z różnych zakątków Polski na spotkanie z Wikariuszem Chrystusa. Czekaliśmy na to spotkanie. On też czekał na nas. Bo w młodych widział przyszłość Polski.
Potem – od pielgrzymki w 1997 roku – właściwie odchodził. Pod Wielką Krokwią w Zakopanem żegnał się z ukochanymi Tatrami, a w Krośnie z Beskidem Niskim i Bieszczadami. Ale wtedy też wzywał do tego, by bronić krzyża „od Bałtyku aż po Tatry".
Dwa lata później miałem okazję relacjonować papieską pielgrzymkę jako dziennikarz. Tu znów pożegnania z mazurskimi jeziorami, ukochanymi Wadowicami. I ten pamiętny wtorek, 15 czerwca, gdy się okazało, że nie będzie celebrował mszy na krakowskich Błoniach, bo jest chory. Tłum pod oknem na Franciszkańskiej 3 gęstniał z minuty na minutę. Wszyscy spodziewali się najgorszego.
I wreszcie rok 2002. Już wtedy bardzo słaby i schorowany poświęcał sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. Trzy lata później – w kwietniu – w wigilię święta Miłosierdzia Bożego odszedł. Pojawiła się pustka. A teraz – w to święto – zostanie kanonizowany. Ale pustkę wypełnia dziś ?nadzieja.