Prezydent Andrzej Duda wysyła swoim postępowaniem całkowicie sprzeczne sygnały. Z jednej strony podczas inauguracji Sejmu X kadencji 13 listopada wygłosił mowę sugerującą, że oto on będzie prawdziwym liderem opozycji. Chwilę później powierzył Mateuszowi Morawieckiemu niewykonalną misję znalezienia większości choć już dzień po wyborach 15 października było wiadomo, kto może liczyć na ile głosów w tym Sejmie.
I to przez Andrzeja Dudę przekazanie władzy rządowi Donalda Tuska odbyło się ostatnim możliwym konstytucyjnie terminie – trwało ponad osiem tygodni. W tym sensie prezydent uczestniczył całkiem świadomie w dwumiesięcznym procesie psucia państwa, w czasie którego odszedł jeden rząd, przyszedł drugi, tymczasowy, przyjął pensje i odprawy, i dopiero potem resorty objęli ministrowie mający poparcie w tym Sejmie.