Nie miał racji. Nikt nie faulował bramkarza. Wszyscy sędziowie, mający wpływ na decyzje się pomylili. W ósmej minucie doliczonego czasu Lech zdobył bramkę i mecz zakończył się remisem.
Trudno dziwić się rozżaleniu Jerzego Brzęczka. Wisła jest w strefie spadkowej, walczy o każdy punkt, a traci je w bolesnych okolicznościach. Trener słusznie zwraca uwagę na podobieństwo dwóch sytuacji. Niedawno w Warszawie Legia wbiła zwycięską bramkę Wiśle w doliczonym czasie. Stało się tak, ponieważ w polu karnym Mateusz Wieteska rozpychał się skuteczniej niż przeciwnicy. Czy popełnił przy tym faul? Sędziowie uznali, że nie. To są bolesne sytuacje dla trenera, który ledwie zaczął pracę w Wiśle, widać, że ją odmienia, a dostaje dwa razy po twarzy.
Nawet jeśli to są tylko błędy, warto jednak przypomnieć, że są jeszcze w piłce ludzie uwikłani w aferę korupcyjną
Polscy sędziowie ligowi zbyt często nie nadążają za przebiegiem wydarzeń, może dlatego, że większość z nich ma przepisy wyuczone na blachę, ale nie ma większych doświadczeń z boiska. A kiedy jeszcze interpretują zdarzenia na monitorze, dzielą włos na czworo, co prowadzi do niesprawiedliwych decyzji.
Kibice mają prawo pomyśleć, że w meczu z Wisłą sędzia pomógł Legii, bo ona musi zostać w lidze, gdyż wszystkim to się opłaca. W spotkaniu z tą samą Wisłą sędzia pomógł z kolei Lechowi, zmierzającemu po tytuł.