Legia jest w kryzysie i pozostanie w nim, dopóki nie zmieni się polityka transferowa klubu. Nie można bez przerwy zawodników kupować, żeby ich sprzedać. Kto lepszy ten odchodzi, bo mistrz Polski, który w ubiegłym sezonie zarobił na grze w Europie 22 miliony euro nie śmierdzi teraz groszem.
Kiedy patrzy się na niektórych zawodników sprowadzanych z zagranicy, można się tylko dziwić, kto ich na Łazienkowską sprowadzał. Jeśli klub ma w perspektywie wielki zarobek, to nie oddaje najlepszych graczy. Wzmacnia się, a nie osłabia.
Chociaż Dariusz Mioduski sprawia wrażenie człowieka, który wie o co chodzi i ma jak najlepsze intencje, nie mam pewności, czy kompetencje do prowadzenia zawodowego klubu piłkarskiego mają również osoby przez niego wybrane.
Jacek Magiera robi co może i ma rację mówiąc, że lipiec i sierpień są dla polskich klubów występujących w pucharach czasem najtrudniejszym. Wyjątkowo dużo meczów, wiele związanych z nimi męczących podróży, nowi zawodnicy, którzy muszą się zaaklimatyzować w nieznanym dla siebie miejscu. A jeśli jeszcze ktoś odniesie kontuzję - problem się zwiększa. Legia z wiosny i obecna to dwie różne drużyny.
Kiedy Ekstraklasa S.A. wprowadzała reformę rozgrywek, jednym z argumentów było to, że start w połowie lipca postawi nasze kluby walczące o Ligę Mistrzów i Ligę Europy w lepszej sytuacji, bo będą miały za sobą więcej rozegranych meczów. Jeszcze nie skończyły się wakacje, a w rozgrywkach europejskich nie ma już naszych drużyn.