To już doprawdy najmniej ważna sprawa, że po raz kolejny dała o sobie znać nasza prowincjonalna mania zerkania na potężniejszych. Zdjęcia prezydenta Andrzeja Dudy rozmawiającego z Donaldem Trumpem nagle stały się dowodem na to, że obecnie rządzący prowadzą słuszną politykę międzynarodową (dla uczciwości trzeba przyznać, że i dla przeciwników „dobrej zmiany” fakt, iż Duda jeszcze nie był w Białym Domu, ma być dowodem na to, że PiS prowadzi złą politykę). Ale mniejsza o prowincjonalizm. Znacznie większym problemem jest patrzenie na świat przez pryzmat bieżących sympatii politycznych. Stąd amerykański prezydent to samo dobro, ponieważ nas chwali, a złem wcielonym jest Angela Merkel, która krytykuje Polskę w sprawie praworządności i jeszcze zezwala na budowę kolejnej nitki gazociągu z Rosji.
Trump ma swój interes w krytyce europejskiego porządku energetycznego. Polacy chętnie kupowaliby od USA skroplony gaz, Niemcy zaś niezbyt. Jeśli mamy się czegoś od Trumpa uczyć, to raczej dbałości o własny interes. Ale dla Polski byłoby fatalnie, gdybyśmy mieli służyć komukolwiek do rozbijania jedności wspólnoty europejskiej. Nie będziemy koniem trojańskim USA w Europie z bardzo prostego powodu: dla naszych interesów ważne są zarówno doskonałe relacje z Unią, jak i ze Stanami. A to właśnie ta nielubiana przez prawicę Angela Merkel w ostatnich latach zrobiła dużo, by utrzymać unijne sankcje na Rosję za zajęcie Krymu, którego aneksje gotów jest uznać amerykański przywódca.
Trump za kilka dni wróci z Europy do Waszyngtonu, a Polska pozostanie dalej między Niemcami a Rosją. Przed poniedziałkowym szczytem Trump – Putin powinniśmy o tym szczególnie pamiętać.