W Senacie, i nie tylko, politycy partii rządzącej podkreślali, że pomysł im się podoba, ale już z wykonaniem jest dużo gorzej. Stąd termin „myślenie techniczne", który stosowała rzecznik Beata Mazurek. Politycy PiS nie dawali w swoich wypowiedziach prezydentowi pretekstu do zaostrzenia relacji. Dlatego w najbliższym czasie trudno się spodziewać ostrych posunięć głowy państwa. Zapewne w publicznych komentarzach będzie podkreślać, że PiS bało się demokracji i nie chce słuchać wyborców wbrew zapowiedziom z kampanii w 2015 r. Ale to prawdopodobnie wszystko.
Pokazuje to najlepiej podpisanie przed prezydenta znowelizowanych ustaw sądowych - w dzień po odrzuceniu referendum. Trudno o lepszy sygnał. Nikt w PiS zresztą nie spodziewał się niczego innego. Co nie oznacza, że w przyszłości prezydent nie znajdzie chwili, by wbić jedną czy drugą polityczną szpilę partii, z której się wywodzi. Wszystko to jednak w ramach delikatnej równowagi. PiS zdaje sobie sprawę, że prezydent ma własne podejście do realizowania reform i blokowania legislacyjnych wpadek za pomocą weta.
Pęknięcie, które pojawiło się podczas lipcowego podwójnego weta ponad rok temu, jest już trwałe. Prezydent musi jednak zdawać sobie sprawę z tego, że dalsze przekroczenie linii może być niebezpieczne. Prezes PiS Jarosław Kaczyński zadeklarował wprawdzie, że Andrzej Duda będzie kandydatem popieranym przez PiS w 2020 r., ale to deklaracja na tyle słaba, że w przyszłości może zostać cofnięta. A jedynym potencjalnym sojusznikiem na horyzoncie poza PiS jest Kukiz'15, wielokrotnie słabszy politycznie niż sprawna wyborcza maszyna PiS. Poza tym bez Dudy PiS w Pałacu Prezydenckim ani nie zrealizuje planów na drugą kadencję, ani nie obroni swoich dokonań, jeśli jesienią 2019 r. wygra opozycja. Obie strony są na siebie skazane, dlatego obecny stan będzie trwał. Im bliżej wyborów, tym bardziej będą uświadamiać sobie, że otwarty konflikt nie jest w interesie żadnej z nich. Zwłaszcza jeśli na horyzoncie wyborczym coraz bardziej widoczny będzie cień Donalda Tuska.