Pogoniwszy precz towarzystwo Bronisława Geremka (jako emeryt nie będzie przynajmniej musiał nikomu tłumaczyć, dlaczego tak boi się lustracji), SLD postanowiło poszerzyć swą ideową ofertę i wykreować się na opiekuna i promotora par homoseksualnych. Postkomuniści wsparli się przy tym męczeństwem dwóch nowojorczyków oburzonych, że zdjęć z ich “ślubu” użył Jacek Kurski w swojej telewizyjnej etiudce montażowej do zilustrowania hasła: “małżeństwa jednopłciowe”.
Pomysł jest prześmieszny; na ile znam elektorat SLD, to Brandon Fay zupełnie nie jest z jego bajki. Zwłaszcza że przy bliższym przyjrzeniu się facet wygląda na jeszcze bardziej dziwacznego niż na pierwszy rzut oka. Pan Fay nie jest bowiem zwykłym gejem, ale, jeśli wolno stworzyć taki neologizm, homokatolikiem, i za swą ambicję życiową uznał udowodnienie, iż homoseksualizm nie stoi w sprzeczności z wiarą (co jest wykonalne, ale pod warunkiem że napisze się Biblię na nowo).
Dlatego wszem wobec powtarza, jakoby “ślubu”, którym się legitymował, udzielał mu prawdziwy ksiądz katolicki (co też jest wykonalne, ale pod warunkiem że za prawdziwego księdza katolickiego uznamy panią Senyszyn). Czyni to z pana Olejniczaka, a zwłaszcza z pana Kalisza, któremu tak wylewnie dziękował Fay za ciepłe przyjęcie, kandydatów na reformatorów nie tylko kodeksu cywilnego, ale i kanonicznego. W tej roli jeszcze ich nie widzieliśmy, ale czy naprawdę sądzą, że to chwyci?
[ramka][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/04/01/jeszcze-nowsza-lewica/]Skomentuj na blogu[/mail][/ramka]