Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłem tę barwną postać, nim zajęła się polityką, na jakiejś konferencji na UKSW, na dyskusji o Unii Europejskiej, którą bodaj ja moderowałem a ona była uczestniczką. Zapamiętałem ją wówczas jako dobrze przygotowanego mówcę, ale przede wszystkim osobę niezwykle kompetentną. Gdy potem trafiła do Sejmu przecierałem oczy ze zdumienia. To była zupełnie inna osoba.
Bo poseł Pawłowicz padła ofiarą polityki. Szybko zorientowała się, że rozpoznawalność w polityce daje wyrazistość i radykalizm w poglądach. I doprowadziła to do perfekcji. Choć wydawała się osobą kulturalną, wykształconą a nawet łagodną, w polityce stała się znakiem rozpoznawczym dla chamstwa i tępej brutalności. Ale ten mechanizm ją samą zniszczył.
Hejt – szczególnie w Internecie – wraca. Ostro prowokowała, ale też wiadra pomyj i bluzgów, jakie na nią wylewano w sieci najświętszą osobę wyprowadziłyby z równowagi. Rzut oka na dyskusje pod jej wpisami na Twitterze pokazuje, z jaką odpowiedzią się spotykała.
PiS potrzebował polaryzacji politycznej, a więc Pawłowicz była dla niego bardzo użyteczna. Przez cztery lata w opozycji uczyła się wojennego rzemiosła. Potem przez trzy lata obecnej kadencji pokazała co potrafi. Jest osoba, którą media lubią nazywać „kontrowersyjną”. Ale w ostatnich miesiącach PiS zorientował się, że radykalizm, nieustanna wojna, czy brutalne wpisy poseł Pawłowicz bardziej tej partii szkodzą niż pomagają, bo przede wszystkim mobilizują przeciwników.
Więc po tym, jak wycisnął ją jak cytrynkę do ostatniej kropli soku, PiS uznał, że Pawłowicz nie jest mu już do niczego potrzebna. Ogłoszenie zawieszenia działalności w mediach społecznościowych i zapowiedź przejścia na polityczną emeryturę, jest wyłącznie konsekwencją tego, w jakiej sytuacji znalazła się posłanka. Dawniej jej radykalne i brutalne wpisy przysparzały jej sympatię partyjnych władz ale i partyjnych dołów. Teraz stały się dla nich kłopotem. A Pawłowicz sama padła ofiarą roli politycznej w którą się zbyt wczuła.