Podjęta pięć lat temu przez Chiny inicjatywa Belt and Road (ang. pas i droga) odbierana jest w Polsce jako dość mgławicowa, głównie polityczna, ale tu w Azji trwają już przygotowanie do potężnych projektów infrastrukturalnych – portów, kolei, infostrad – które mają ten nowy Szlak Jedwabny obsługiwać. Wiele krajów chce mieć w tym swój udział.
Hongkong zorganizował Belt and Road Summit: w czwartek w centrum kongresowym na Nabrzeżu Victorii zgromadziło się 5,5 tys. uczestników z 55 krajów: polityków, szefów wielkich korporacji, ekspertów. – Będziemy odgrywali istotną rolę w inicjatywie Belt and Road – podkreśla Carrie Lam, szefowa rządu Specjalnego Regionu Administracyjnego, jakim jest Hongkong od przekazania przez Brytyjczyków Chinom w 1997 r.
Na szczycie stawili się jej kluczowi ministrowie. Jest mocna delegacja z Pekinu – z szefem komisji nadzorującej wielkie państwowe firmy i panią wiceminister handlu. Są oficjele z Tajlandii, Malezji, Kambodży, Indonezji, ale także Wielkiej Brytanii czy Gruzji, która na szczycie podpisała z Hongkongiem umowę o wolnym handlu.
Są szefowie potężnych korporacji – od Li Shufu, który kieruje chińskim koncernem motoryzacyjnym Geely (właścicielem Volvo), po Liu Qitao stojącego na czele China Communications Construction Company, największej firmy azjatyckiej inwestującej w autostrady. Słowem: wielkie pieniądze wręcz czuje się tu w powietrzu.
Pytam gospodarza szczytu Vincenta H S Lo, przewodniczącego wpływowej Hong Kong Trade Development Council, czy jest szansa, by część chińskich inwestycji infrastrukturalnych trafiła do naszej części Europy. Polski rząd planuje wszak potężne lotnisko, są też projekty energetyczne. – Muszę przyznać, że teraz skupiamy się na Azji. Potem będziemy myśleć o Europie – mówi Vincent Lo. I dodaje, że takie kraje jak Polska, Czechy czy Węgry są stosunkowo dobrze przygotowane do współpracy, ale inwestorów ze Wschodu zniechęcają europejskie regulacje, zwłaszcza restrykcje na rynku pracy. Ryzyko mogłyby zmniejszyć np. gwarancje ze strony władz. – Pieniądze prywatnych inwestorów idą tam, gdzie jest większy zwrot z inwestycji. A ten teraz jest wyższy w Azji. Nie jesteśmy firmami państwowymi, rząd nie może nam nakazać, w co inwestować – dodaje Lo.