Minęły już czasy, kiedy w japońskich firmach zarządzający szef jeśli odchodził z firmy, to tylko na emeryturę. Finansowa wpadka, kłopoty technologiczne i wyraźna nieudolność w zarządzaniu, to powody dla których prezesi wielkich japońskich firm żegnają się ze stanowiskami. Zastępują ich ludzie nadal z tej samej firmy, niekoniecznie z najwyższych kierowniczych stanowisk. I zawsze jest to wstrząs w korporacyjnym japońskim świecie. Mniej się mówi, kiedy ustępuje szef japońskiej firmy, który nie jest Japończykiem. Tak było z prezesem Takaty, Stefanem Stockerem. Nikogo nie zaskoczyło, że jego miejsce zajął Shigehisa Takada, wnuk założyciela firmy. Pewnie inaczej zostałoby przyjęte, gdyby ktoś chciał pozbyć się prezesa Nissana, Carlosa Ghosna. Ale na razie nikomu to nie przychodzi do głowy.