Obecne wydarzenia na giełdach przypominają Panu rok 2008 r.?
Zdecydowanie tak. Spadki na giełdach są bardzo podobne, dynamika jest niezwykle ostra, kierunek jeden – w dół. Natomiast przyczyny są zupełnie różne. Wtedy była obawa o przyszłość sektora finansowego. Aktualnie nie mamy obaw o jego stan. Nie ma też żadnych posądzeń, że przyczyna wynika z funkcjonowania banków czy giełd. Jest jedna wspólna rzecz, czyli obawa przed przyszłością i duża niepewność. To ryzyko, którego nie można zmierzyć. W 2008 r. obawialiśmy się czegoś, co nazywano meltdown, czyli załamania systemu finansowego. Dzisiaj boimy się zerwania dostaw, więzi kooperacyjnych, różnych regulacji, które nakazują pozostanie w domach, być może upadku niektórych sektorów, mam nadzieję, że przejściowo. Widzimy również brak jakichkolwiek wiarygodnych analiz co do krótko i średniookresowych skutków wydarzeń. Giełdy reagują bardzo mocno na wydarzenia, których efektów nie można przewidzieć.