Jeszcze na początku lutego, wierząc w deklaracje amerykańskiego prezydenta, inwestorzy zakładali, że między Ukrainą a Rosją dojdzie przynajmniej do zawieszenia broni, a może nawet trwałego rozejmu. Jak wiadomo, na razie poza pustymi zapowiedziami postępy w rozmowach są raczej znikome i całkiem możliwe, że konflikt się jeszcze zaogni. Nadzieje na koniec wojny w Ukrainie były jednak jednym z motorów umocnienia polskiego rynku akcji. Podobnie jak kilka lat wcześniej wybuch wojny skutkował ucieczką w popłochu inwestorów zagranicznych. Czy zatem kontynuacja walk jeszcze oddziałuje na nastawienie inwestorów do Polski?
Czytaj więcej
Międzynarodowi partnerzy zobowiązali się zapewnić w tym roku Ukrainie większą pomoc wojskową niż...
Półtora roku przygotowań
W ubiegłą niedzielę służby ukraińskie dokonały zmasowanego ataku dronami na lotniska w Rosji w ramach akcji „Pajęczyna”, przygotowywanej od półtora roku. Ukraińskie źródła mówią o kilkudziesięciu uszkodzonych samolotach stacjonujących na czterech lotniskach położonych w głębi Rosji, nawet 4 tys. km od granicy. Ośrodek Studiów Wschodnich szacuje, że zniszczone zostało około 10 proc. lotnictwa strategicznego Rosji. Czy pokaz siły Ukrainy skłoni rosyjskiego prezydenta do zawieszenia broni? Zobaczymy. Dziś jednak jasne jest, że nadal trwający konflikt za naszą wschodnią granicą oddziałuje na nastawienie inwestorów zagranicznych do Polski znacznie słabiej niż w początkowym okresie wojny. Z drugiej strony orędownikiem zawieszenia broni jest Donald Trump, aczkolwiek jak na razie słowa w niewielkim stopniu przekładają się na działania. Eksperci OSW wskazują, że atak na bazy lotnictwa strategicznego stanowi dotkliwe uderzenie w prestiż Rosji, lecz nie będzie miał znaczącego wpływu na wykorzystanie bombowców w atakach na Ukrainę. Ich zdaniem ukraińskie ataki ujawniły szereg słabości rosyjskiego systemu bezpieczeństwa wewnętrznego. „Pokazały, że ochrona i obrona antydronowa baz znajdujących się na głębokim zapleczu jest niewystarczająca, oraz potwierdziły, że Rosjanie nie dbają o zabezpieczenie obiektów tego typu pozostających z ich perspektywy poza zasięgiem przeciwnika. Łatwość, z jaką ukraińskie służby przeniknęły w rejon obiektów wojskowych, świadczy o tym, że FSB oraz inne podmioty odpowiedzialne za bezpieczeństwo nie były w stanie wykryć przygotowań do tej skomplikowanej operacji specjalnej. Wynika to z niedoszacowania ukraińskich zdolności ofensywnych i lekceważenia potencjalnych zagrożeń w głębi Rosji” – podano. Z drugiej strony rosyjski napór trwa, a jego intensywność w maju wzrosła i jest porównywalna z tym obserwowanym jesienią 2024 r. W ostatnim miesiącu najeźdźcy mieli zająć 449 km kw. terytorium Ukrainy.
Ryzyko jest, ale znacznie niższe
Co do polskiego rynku akcji to oczywiście kontynuacja wojny nie musi być jedynym powodem do spadków, zwłaszcza że co do znaczenia tego, niegdyś decydującego o nastawieniu globalnych inwestorów do Polski czynnika, obecnie analitycy i zarządzający mają podzielone zdanie.
– Wydaje się, że jakkolwiek źle by to zabrzmiało, to rynek przyzwyczaił się już do trwającej wojny, podobnie jak do żonglerki cłami przez Trumpa. Każda informacja, która jeszcze do niedawna mogła wywołać panikę, jest ignorowana przez rynek – zauważa Daniel Kostecki z CMC Markets. – Wydaje się zatem, że dopiero bardzo poważna eskalacja mogłaby spowodować narzucenie na polskie aktywa ponownie dużej premii za ryzyko – ocenia.