Po trzech dniach wyjątkowo dużej zmienności czwartkowa sesja była już spokojniejsza. Z jednej strony można mówić o niewykorzystanej szansie, jaka nawinęła się bykom. Ponad 2-proc. wzrost WIG20 w środę wymalował na wykresie świecę objęcia bessy. W czwartek kupujący nie byli już tak pewni siebie.

Indeks dużych spółek zyskiwał w pierwszych kilkudziesięciu minutach handlu, ale bliskość silniejszych oporów szybko zaczęła dawać się we znaki. Drugą godzinę sesji WIG20 zaczynał już w kolorze czerwonym i w takim przebraniu spędził kolejnych kilka godzin. Niewiele brakowało, by indeks blue chips zszedł nawet w okolice połowy białej świecy z poprzedniego dnia.

Po południu nastroje w Europie poprawiły się, co zainicjował rynek amerykański. Rentowności tamtejszych obligacji dziesięcioletnich na otwarciu wyraźnie zniżkowały, co poprawiło nastroje na rynku akcji. Po kilkudziesięciu minutach sytuacja przy Wall Street zaczęła się jednak zmieniać, ale w tym czasie inwestorzy na Starym Kontynencie byli już w drodze do domów. WIG20 zamknął się ostatecznie niemal w dokładnie tym samym miejscu co we środę. Popyt zdołał tylko naruszyć pułap 2360 pkt, którego utrata sprowokowała spadki w pierwszej połowie miesiąca. W szerszej perspektywie WIG20 nadal pozostaje poniżej grudniowych szczytów, choć z perspektywy ostatnich sesji można powiedzieć, że rekordy są na wyciągnięcie ręki. Ewentualnym problemem dla krajowych inwestorów w piątek może być brak jasnego kierunku rynku w USA.