Dlaczego te wybory w Stanach Zjednoczonych tak bardzo podziałały na wyobraźnię inwestorów?
Mieliśmy do czynienia z wyjątkową sytuacją w historii Stanów Zjednoczonych. Kandydat republikanów, czyli Donald Trump, był bowiem wielką niewiadomą w kwestiach gospodarczych. Duża część jego kampanii skupiała się na tym, aby po prostu błyszczeć i zaskakiwać. Tymczasem rynki nie lubią zaskoczeń i niepewności. O ile więc w przeszłości rynki preferowały kandydata republikańskiego, tak tym razem to Hillary Clinton okazała się tą osobą, którą inwestorzy najchętniej widzieliby w fotelu prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wszystko dlatego, że dla rynków jest mniejszym złem.
W przeszłości, owszem, wybory dla inwestorów były bardzo ważne, ale nie aż tak jak teraz. W ostatnich tygodniach rynki poruszały się zgodnie z prognozami wyborczymi...
W taką fazę rynki weszły jednak stosunkowo niedawno. Wcześniej inwestorzy żyli jednak w błogim przeświadczeniu, że Hillary Clinton będzie miała łatwy spacer do Białego Domu. Jej przewaga może nie była kolosalna, ale jednak dawała pewne poczucie spokoju. Do tego debaty prezydenckie właściwie nie wniosły niczego nowego. Trump nie był w stanie w znaczący sposób zaskoczyć Clinton. W efekcie po ostatniej debacie mieliśmy stan całkowitego ukojenia na rynku. Zyskiwał dolar, amerykańskie akcje drożały. Kiedy jednak pojawił się temat maili Clinton, w który zaangażowane było FBI, okazało się, że sondaże nie są już tak jednoznaczne. Stąd też na rynkach pojawił się niepokój.