Po wtorkowym marazmie na GPW inwestorzy liczyli, że środa dostarczy im jednak nieco więcej emocji. Na pobożnych życzeniach się jednak skończyło. Większość dnia upłynęła pod znakiem przeciągania liny między popytem i podażą. Dopiero w końcówce dnia doszło do nieco mocniejszego ruchu.
Jako pierwsze do ataku przystąpiły jednak byki. WIG20 na otwarciu zyskał 0,2 proc. i wydawało się, że grunt pod dalsze wzrosty został zrobiony. Nic bardziej mylnego. Popyt szybko opadł z sił i w efekcie po kilku minutach handlu nastąpiło cofnięcie i indeks 20 największych spółek naszego parkietu wrócił w okolice zamknięcia z wtorku. O kolejnych godzinach handlu najlepiej byłoby jak najszybciej zapomnieć. Na rynku nie działo się nic szczególnego, mimo, że w ciągu dnia ukazały się m.in. dane o inflacji i produkcji przemysłowej w Stanach Zjednoczonych. Pewnym usprawiedliwieniem dla naszego rynku było to, że niewielkie zmiany przez większość dnia notowały także inne europejskie indeksy. Z brakiem większej zmienności zmagali się zaraz po rozpoczęciu notowań także inwestorzy w Stanach Zjednoczonych, co też nie sprzyjało większej aktywności graczy w Europie.
I kiedy wydawało się, że nic ciekawego już podczas środowej sesji się nie wydarzy, na godzinę przed końcem handlu na szarżę zdecydowały się niedźwiedzie. WIG20 zaczął tracić około 0,4 proc. i tym samym niebezpiecznie zbliżył się do psychologicznego poziomu 2000 pkt. Ostatecznie jednak, mimo presji podaży, nie udało się go złamać. Indeks największych spółek stracił 0,5 proc. i zakończył dzień na poziomie 2005 pkt. Niewielkimi zmianami podczas środowej sesji charakteryzowały się także pozostałe indeksy warszawskiego rynku czyli mWIG40 oraz sWIG80.
Druga spadkowa sesja indeksu WIG20 ponownie rozpoczyna dyskusje na temat potencjalnej korekty na naszym rynku. Spadki co prawda nie są duże, ale mimo wszystko każą zachować inwestorom czujność. Tym bardziej, że tylko w ostatnich trzech miesiącach WIG20 zyskał ponad 16 proc.