W czasach kryzysu Polska może sobie pozwolić na nieznaczne zwiększenie tegorocznego deficytu zaplanowanego obecnie na 18,2 mld zł. Ekonomiści przekonują, że rząd zamiast ograniczać wydatki powinien je zwiększać, aby nie zdławić popytu wewnętrznego – głównej siły napędowej naszej gospodarki.

Jednak według dotychczasowych deklaracji polski rząd za wszelką cenę chce utrzymać niski deficyt finansów publicznych, by nie przekroczył on w tym roku 2,5 proc. Komisja Europejska szacuje, że może on wynieść 3,6 proc. PKB, ale i tak na tle pozostałych krajów nie wyglądamy źle. W Irlandii sięgnie on 11 proc., w Hiszpanii – 5,7 proc., a w Rumunii – 7,5 proc. PKB. Także pod względem wysokości zadłużenia nie mamy powodów do obaw. Nasz dług sięgnie w tym roku 47,7 proc. PKB, podczas gdy na Węgrzech 73,8 proc., a we Włoszech 109,3 proc. PKB. To zdaniem ekonomistów daje pole do działania dla rządu.

– Jesteśmy w momencie, w którym pomoc państwa – choćby w postaci zwiększonych gwarancji kredytowych – jest bardzo potrzebna – mówi Piotr Kalisz, główny ekonomista banku CitiHandlowy. – Inne kraje już dawno stwierdziły, że bez impulsu ze strony rządu recesja w gospodarce będzie trwała znacznie dłużej. Zdaniem Kalisza polski rząd musi przekonać zagranicznych inwestorów, że warto kupować polskie obligacje. – Inaczej nadal będziemy obserwować wyprzedaż papierów skarbowych i osłabianie się złotego – stwierdził Kalisz.

Ale Jarosław Janecki, ekonomista Societe Generale, uważa, że dzięki niskiemu deficytowi bank centralny będzie mógł obniżać stopy procentowe. – Wydatki powinny wzrosnąć, ale dzięki lepszemu wykorzystaniu środków unijnych – uważa ekonomista.