Spełniły się przewidywania pesymistów: Unia Europejska się dzieli. W najlepszym wypadku na marginesie pozostanie tylko Wielka Brytania. Premier David Cameron powiedział „nie" pomysłowi unii fiskalnej.
Proponowane zasady dyscypliny budżetowej mają dotyczyć tylko państw strefy euro, do której Wielka Brytania nigdy nie wstąpi, ale jako członek UE ma prawo zawetowania każdej zmiany traktatowej. I brytyjski premier postanowił wykorzystać okazję: w zamian za zgodę na większą integrację strefy euro chciał wyłączenia londyńskiego City spod władzy części nowych finansowych regulacji ostrożnościowych UE.
Na to nie zgodzili się pozostali. – Oczywiście wolelibyśmy nowy traktat dla 27 państw. Ale taką opcję uniemożliwili nasi brytyjscy przyjaciele. Dlatego idziemy drogą umowy międzyrządowej dla 17 państw strefy euro, otwartej dla innych krajów – powiedział Nicolas Sarkozy.
Nocne boje
Gdy o 5 nad ranem w piątek kończyła się pierwsza faza negocjacji na unijnym szczycie, wydawało się, że do Wielkiej Brytanii może się przyłączyć więcej państw. – Wszyscy byli już zmęczeni i nie bardzo wiedzieli, na co się zgadzają – mówi węgierski dyplomata. Po trzech godzinach snu, gdy wrócili rano do budynku Rady Europejskiej, sytuacja nieco się wyjaśniła.
Wszyscy poza Wielką Brytanią chcą uczestniczyć w pracach nad nową umową międzyrządową. Trzy kraje – Szwecja, Węgry, Czechy – ostateczną decyzję o przystąpieniu do negocjacji uzależniają od zgody swoich parlamentów. Niezależnie od tego, jeśli umowa już zostanie podpisana przez przywódców, najpóźniej w marcu 2012 roku będzie podlegała procedurze ratyfikacji. W Polsce w parlamencie, w Irlandii – być może w referendum.