Świt cyfrowego patriotyzmu

W krajach dotkniętych kryzysem kiełkują lokalne waluty wirtualne, bazujące na bitcoinie.

Publikacja: 10.05.2014 11:00

Bitcoin, litecoin i wiele innych wirtualnych walut ich użytkownicy muszą wydobywać. Lokalne wersje t

Bitcoin, litecoin i wiele innych wirtualnych walut ich użytkownicy muszą wydobywać. Lokalne wersje tych walut początkowo są rozpro- wadzane przez ich twórców.

Foto: 123RF

Red

Powab bitcoina – najpopularniejszej jak dotąd wirtualnej waluty – wynika m.in. z jego globalnego zasięgu. Dzięki temu, twierdzą jego użytkownicy, ma on szansę stać się płatniczym lingua franca, swego rodzaju nowym standardem złota.

Na bazie tego samego kodu powstają jednak coraz to nowe lokalne jednostki płatnicze. Szczególnie dobrze przyjmują się w krajach dotkniętych głębokim kryzysem finansowym, za który część obywateli wini m.in. zarządców tradycyjnych walut, czyli banki centralne.

Wirtualny „zrzut"

– Należy odebrać władzę politykom i oddać ją ludziom. Kryptowaluty to krok milowy w tej walce o wolność – deklaruje w manifeście niejaki Baldur Friggjar Odinsson (to pseudonim nawiązujący do mitologii nordyckiej), twórca auroracoina (AUR), alternatywy dla islandzkiej korony.

Pod koniec marca rozpoczął on „powietrzny zrzut" nowej waluty, w ramach którego chce przyznać każdemu z ok. 330 tys. mieszkańców Islandii po niespełna 32 AUR. Po bieżącym kursie to zaledwie 14 dol. (42 zł), ale Odinsson spodziewał się, że „zrzut" – obejmujący 50 proc. wszystkich auroracoinów, jakie kiedykolwiek powstaną – ujemnie wpłynie na notowania tej jednostki (patrz wykres).

Gdy akcja się zakończy, wzrost jego podaży będzie następował stopniowo, w malejącym tempie, tak jak w przypadku bitcoina, litecoina i ich klonów. Ich użytkownicy muszą je „wydobywać", poświęcając moc obliczeniową komputerów na weryfikację transakcji, co staje się coraz trudniejsze. Na dłuższą metę ich podaż ma się ustabilizować, co powinno napędzać wzrost ich notowań.

Ale auroracoin nie ma – w zamyśle Odinssona – służyć spekulacji. Ma stworzyć alternatywny obieg pieniądza, pozwalający Islandczykom obejść ograniczenia w przepływie kapitału. Zostały one wprowadzone w 2008 r. po załamaniu islandzkiego sektora bankowego, by ustabilizować kurs korony, która wcześniej w krótkim czasie osłabiła się wobec dolara o 60 proc. Miały być tymczasowe, ale obowiązują do dziś.

– Ludność Islandii od pięciu lat jest zmuszona wymieniać w banku centralnym wszystkie zarobione dewizy. To oznacza, że ludzie nie mają pełnej swobody angażowania się w handel międzynarodowy. Nie mogą też inwestować za granicą (...). To tłumi zagraniczne inwestycje na Islandii, bo obcokrajowcy nie chcą narażać się na ryzyko, że nie będą w stanie przekonwertować swoich zysków na dolary czy euro. Brak inwestycji tłumi wzrost gospodarczy Islandii – tłumaczy twórca auroracoina.

Pobudzić gospodarkę

Nie jest przypadkiem, że odpowiednik auroracoina – aphroditecoin (APH) – powstał na Cyprze. To kolejny kraj, którego władze wprowadziły ograniczenia przepływu kapitału, by nie dopuścić do całkowitego załamania sektora bankowego.

Podobnie jak islandzka kryptowaluta, cypryjska też w pierwszej fazie jest dystrybuowana na drodze „zrzutu", który ma rozruszać handel tą jednostką płatniczą.

Podobny mechanizm zastosowali też twórcy spaincoina (SPA), który ma przynieść „wolność ludziom Hiszpanii", oraz greececoina adresowanego do Greków.

Te jednostki płatnicze, podobnie jak szkocki scotcoin, irlandzki gaelcoin czy stworzony przez władze kanadyjskiej prowincji Alberta altacoin, mają jednak inny cel niż kryptowaluty Islandii i Cypru. Mają po prostu pobudzić koniunkturę w lokalnych gospodarkach, przyspieszając obieg dóbr i usług.

Niejasne intencje

Powodzenie tych inicjatyw zależy od tego, czy staną się szeroko akceptowane w lokalnych gospodarkach – a w przypadku auroracoina i aphroditecoina także za granicą. To zaś m.in. będzie zależało od faktycznych intencji ich twórców. Jeśli dysponują dużym zapasem walut, których będą się pozbywali, gdy kurs wzrośnie, mogą zniechęcić innych użytkowników. Tego nie można wykluczyć.

– Jak każdy sukces (z punktu widzenia osób, które na popularyzacji bitcoina zarobiły) i ten ma naśladowców. Nie zmienia to faktu, iż żaden z tych produktów nie jest walutą z krwi i kości – mówi Przemysław Kwiecień, gł. ekonomista domu maklerskiego XTB. – Brakuje im podstawowej cechy: wiarygodności emitenta, która w przypadku istniejących walut bierze się ze sprawnie funkcjonujących społeczeństw demokratycznych, które wypracowały stabilne instytucje.

– Dyskusja o walutach wirtualnych pokazuje, że z różnych powodów ludzie są niezadowoleni z walut istniejących – mówi „Rz" John Butler, zarządzający funduszem inwestycyjnym Amphora i autor książki „The Golden Revolution". – To zrozumiałe w czasach bezprecedensowego inflacjonizmu i coraz większej świadomości ludzi, że wiele banków jest niedokapitalizowanych, co stwarza zagrożenie dla deponentów.

I dodaje: – Sukces każdej waluty, czy to papierowej, czy wirtualnej, zależy od tego, czy przestrzegane są pewne reguły. Dość powszechny jest pogląd, że wirtualne waluty łatwiej takim regułom poddać, bo ich podaż reguluje kod, a nie ludzie. Ale prawda jest taka, że jeszcze nie zostały one sprawdzone w trudnych warunkach, takich jak kryzysy bankowe, bankructwa państw, rewolucje i wojny.

Według niego jedyną sprawdzoną alternatywą dla papierowego pieniądza jest standard złota.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

g.siemionczyk@rp.pl

Stara koncepcja w nowych szatach

Wirtualne lokalne waluty to współczesne wcielenie koncepcji, która istnieje co najmniej od lat 30. XX wieku. W trakcie wielkiego kryzysu w austriackiej miejscowości Woergl władze wprowadziły lokalne banknoty, które sukcesywnie traciły na wartości, co zachęcało posiadaczy, aby jak najszybciej je wydawali. To wyraźnie poprawiło koniunkturę w regionie. Tamten eksperyment, przerwany po około półtora roku przez austriacki bank centralny, do dziś jest punktem odniesienia dla twórców lokalnych walut. Takie jednostki płatnicze służyć mają pobudzeniu lokalnego popytu, bo siłą rzeczy nie można ich wydać na dobra i usługi poza społecznością, której mają służyć. Dziś na świecie istnieją tysiące lokalnych jednostek płatniczych. Najstarszą będącą nieprzerwanie w obiegu jest  Ithaca HOUR stworzona w 1991 r. przez działacza społecznego Paula Glovera. W wielu miastach świata, m.in. brytyjskim Bristolu, w lokalnej walucie firmy i gospodarstwa domowe mogą płacić część podatków. To zwiększa ich użyteczność, przyspieszając obieg. Odrębną kategorią lokalnych jednostek płatniczych są te, które mają charakter promocyjny. Taką funkcję pełnią monety bite – na przykład w okresie wakacyjnym – w wielu miastach Polski.

Powab bitcoina – najpopularniejszej jak dotąd wirtualnej waluty – wynika m.in. z jego globalnego zasięgu. Dzięki temu, twierdzą jego użytkownicy, ma on szansę stać się płatniczym lingua franca, swego rodzaju nowym standardem złota.

Na bazie tego samego kodu powstają jednak coraz to nowe lokalne jednostki płatnicze. Szczególnie dobrze przyjmują się w krajach dotkniętych głębokim kryzysem finansowym, za który część obywateli wini m.in. zarządców tradycyjnych walut, czyli banki centralne.

Pozostało 92% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu