Wygraną w ubiegłorocznej edycji konkursu „Parkietu” i „Rzeczpospolitej” na najlepszego analityka makroekonomicznego przyniosły panu przede wszystkim celne prognozy inflacji. Już na początku 2023 r. uważał pan, że w IV kwartale inflacja będzie niewiele powyżej 6 proc., a nie blisko 9 proc., jak sądziła wówczas większość ekonomistów. Pamięta pan, jakie rozumowanie stało za tą prognozą?
Już wtedy było widać, że rozpoczyna się istotne zbijanie cen przez producentów. Byliśmy po wysokiej górce cen produkcji i wydawało się, że od połowy 2023 r. te ceny przestaną rosnąć w ujęciu rok do roku, a nawet zaczną spadać, co będzie ograniczało inflację. Sprzyjały temu spadki cen surowców oraz odblokowanie łańcuchów dostaw. Antyinflacyjnie działało też umocnienie kursu złotego. Ono trwało właściwie od początku 2023 r. i tylko chwilowo zostało przerwane przez ekscentryczną decyzję RPP z września (obniżka stopy referencyjnej NBP o 0,75 pkt proc. – red.).