Polowanie na czarownice w świecie finansów

Kto jest winny wybuchowi kryzysu finansowego, który zagraża kondycji światowej gospodarki? Chciwe instytucje finansowe? Słynny ekonomista Alan Greenspan? Amerykański Fed? A może taka jest po prostu natura gospodarki rynkowej, że od czasu do czasu popada w kłopoty.

Publikacja: 14.01.2008 01:22

Polowanie na czarownice w świecie finansów

Foto: Rzeczpospolita

Banki stracą kilkaset miliardów dolarów na złych inwestycjach na rynku obligacji opartych na kredytach hipotecznych. Dwa miliony Amerykanów stracą swoje domy. Co gorsza amerykańskiej gospodarce grozi recesja, a światowej – spowolnienie. Takie są skutki kryzysu finansowego.

Czy ktoś konkretnie jest winny? Są ekonomiści, którzy uważają, że tak: waszyngtoński establishment z byłym szefem Fedu Alanem Greenspanem na czele. Ale Greenspan ma bardzo mocne argumenty na swoją obronę. Twierdzi, że zamieszania nie dało się uniknąć.

Na czym polega kryzys? Od 2001 r. w Stanach Zjednoczonych trwał boom kredytowy. Instytucje finansowe udzielały kredytów hipotecznych każdemu, nawet osobom bez pracy i dochodów (rynek ryzykownych kredytów subprime). W Polsce takie praktyki są niemożliwe.

Mogły to robić, ponieważ dzięki nowoczesnym rozwiązaniom finansowym pozyskiwały dużo gotówki, a zatem jednostkowe ryzyko było niewielkie (a przynajmniej tak się wszystkim wydawało). Pomagał im w tym rozwijający się proces tzw. sekurytyzacji. Zajmowały się tym instytucje finansowe, które wyodrębniały pewne kategorie udzielanych kredytów i sprzedawały prawa do dochodów z nich w formie papierów wartościowych (tzw. MBS – Mortgage Backed Securities), na przykład bankom inwestycyjnym. Jednocześnie papiery te rozpływały się po świecie w formie różnych skomplikowanych instrumentów opartych na nowoczesnej inżynierii finansowej. Popyt był duży, bo dawały korzystne oprocentowanie.

Problem się zaczął, gdy stopy procentowe zaczęły rosnąć, ceny domów spadać, a wielu Amerykanów zorientowało się, że nie stać ich na spłacanie zobowiązań. Papiery oparte na kredytach stały się toksyczne – nikt nie chce ich kupować, a zatem nagle straciły wartość. Ich posiadacze tracą setki miliardów dolarów. W świecie finansowym nastąpił dramatyczny spadek wzajemnego zaufania. To grozi spowolnieniem wzrostu gospodarczego na świecie.

To, że same instytucje udzielające kredytów są odpowiedzialne za zamieszanie, jest chyba oczywiste. – Sprzedawcy kredytów pracują na akord. Problem w tym, że nie mają wiedzy i doświadczenia. Kredyty może sprzedawać facet spod budki z piwem – mówi prof. Leszek Pawłowicz, dyrektor Gdańskiej Akademii Bankowej.

Dopóki ceny domów rosły (kiedy wartość nieruchomości się zwiększa, można ją odebrać i sprzedać bez straty), a odsetek niespłacających nie był wysoki, nikt poważnie nie brał pod uwagę ryzyka takiej działalności. Chciwość i żądza zysku to siły nie do odparcia.

Ale czy wolny rynek w ogóle istniałby bez tych namiętności? Adam Smith pisał, że człowiek jest niemoralny i chciwy i że dba wyłącznie o własne interesy. Ale to pobudza go do działalności gospodarczej. Pytam prof. Pawłowicza, czy źródło kryzysu tkwi w tym, że banki chciały osiągnąć maksymalne zyski, napinając ryzyko do granic możliwości. – Tak jest zawsze – odpowiada. – Zawiodły tylko regulacje.Regulacje są po to, żeby kanalizować chciwość w dobrym kierunku.

Wielu ekonomistów najcięższe działa wytacza nie przeciw instytucjom finansowym, ale przeciw waszyngtońskiemu establishmentowi. Do bardziej znanych oskarżycieli należą Joseph Stiglitz, laureat Nagrody Nobla z 2001 r., słynący z przekonania, że amerykańskie władze działają na pasku Wall Street, oraz Paul Krugman, felietonista dziennika „The New York Times”.Twierdzą oni, że „ideologicznie nastawieni leseferyści z Alanem Greenspanem na czele” sprzeciwiali się poddaniu instytucji kredytowych ścisłym regulacjom, wierząc, że im więcej regulacji, tym gorzej i że rynek sam sobie poradzi. Pod adresem byłego prezesa Fedu padają też oskarżenia o utrzymywanie przez długi czas bardzo niskiej stopy procentowej (która w pewnym momencie wynosiła zaledwie 1 proc.).Niektóre z tych argumentów wydają się znajdować potwierdzenie. Przed miesiącem Fed, od dwóch lat funkcjonujący pod przewodnictwem Bena Bernankego, poinformował, że działalność kredytodawców zostanie poddana ściślejszej regulacji.

Alan Greenspan broni się jednak przed oskarżeniami. W artykule opublikowanym niedawno na łamach „Wall Street Journal” stwierdził, że kryzys finansowy był nieunikniony. Nawet jeżeli nie sprokurowałoby go załamanie na rynku papierów opartych na kredytach hipotecznych, to pojawiłby się na innym rynku.

Argumentuje, że bank centralny nie miał wpływu na spadek długoterminowych stóp procentowych i wzrost ilości taniego pieniądza w gospodarce. A to było bezpośrednią przyczyną ogromnego popytu na wspomniane papiery MBS i przez to boomu kredytowego. Te pieniądze szukały miejsca, gdzie mogłyby być ulokowane, i jeżeli nie tu, to znalazłyby je gdzie indziej – też dmuchając bańkę.

Do spadku kosztów pieniądza przyczynił się gwałtowny wzrost produktywności (de facto PKB) w krajach rozwijających się, szczególnie w Chinach. Tani eksport z tych krajów doprowadził do spadku inflacji i oczekiwań inflacyjnych na świecie (jeżeli ceny towarów sprowadzanych z Azji były niskie, wzrost cen w krajach rozwijających się również się zmniejszał). To zaś spowodowało obniżenie się długoterminowych stóp procentowych. Co więcej, kraje rozwijające się nie były w stanie skonsumować całych dochodów uzyskiwanych z eksportu, a zatem coraz więcej oszczędzały. A swoje oszczędności inwestowały m.in. w USA.

Może zatem winą za całe zamieszanie należy po prostu obarczyć naturę światowej gospodarki rynkowej, której rozwój polega na większych wzlotach i mniejszych upadkach czy potknięciach. Jest jak człowiek, który zawsze chce osiągnąć więcej, niż to możliwe, potyka się i często upada, ale potem znów idzie pod górę. Powoli i mozolnie, ale jednak w górę.

Banki stracą kilkaset miliardów dolarów na złych inwestycjach na rynku obligacji opartych na kredytach hipotecznych. Dwa miliony Amerykanów stracą swoje domy. Co gorsza amerykańskiej gospodarce grozi recesja, a światowej – spowolnienie. Takie są skutki kryzysu finansowego.

Czy ktoś konkretnie jest winny? Są ekonomiści, którzy uważają, że tak: waszyngtoński establishment z byłym szefem Fedu Alanem Greenspanem na czele. Ale Greenspan ma bardzo mocne argumenty na swoją obronę. Twierdzi, że zamieszania nie dało się uniknąć.

Pozostało 91% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu