Tak słabych wyników amerykańskiej gospodarki mało kto się spodziewał. W maju bezrobocie w Stanach Zjednoczonych skoczyło do 5,5 proc., z 5 proc. w kwietniu. To najszybsze tempo wzrostu od 1986 r. Firmy w tym kraju zwolniły 49 tys. osób. To był piąty z rzędu miesiąc, w którym ubywało miejsc pracy.
– To jest dowód, że amerykańska gospodarka weszła w recesję, nie wiadomo jak głęboką i długą – skomentował te informacje prof. Peter Morici z Meryland School of Business.
Reakcja inwestorów była natychmiastowa. WIG20, który rano zyskiwał ponad 1 proc., na koniec sesji spadł o 0,8 proc. W Stanach Zjednoczonych po południu indeks Dow Jones tracił aż 2,24 proc. Znacząco wzrosła awersja do ryzyka, inwestorzy wycofywali się z rynków wschodzących, sprzedając akcje i waluty. Złoty osłabił się niemal o 3 grosze w stosunku do euro.
Steve Wood, główny ekonomista Insight Economics, wskazuje, że znaczny wzrost bezrobocia może być częściowo zjawiskiem sezonowym, związanym z końcem roku szkolnego. Ale dodaje, że mimo to piątkowe dane potwierdzają, iż kraj wchodzi w recesję. – Po II wojnie światowej każdy wzrost bezrobocia o 1 pkt proc. w ciągu roku oznaczał recesję – przypomina Wood.
Dane z rynku pracy są jednymi z najważniejszych informacji makroekonomicznych w USA. W tym kraju bowiem za 70 proc. PKB odpowiada konsumpcja.