Wczoraj nasza waluta od rana traciła na wartości, po godz. 14 euro kosztowało nawet ponad 4,38 zł, a za dolara płacono ponad 3,39 zł. To najwyższe poziomy od jesieni 2004 roku.

Złoty słabnie, ponieważ inwestorzy pozbywają się walut naszego regionu. Do tego dołożyły się słabsze od oczekiwanych dane GUS na temat produkcji przemysłowej. Niestety, na tym może się nie skończyć osuwanie złotego. Pod koniec miesiąca dodatkowym impulsem, który może jeszcze pogłębić spadki, będzie rozliczanie opcji walutowych, z których korzystają eksporterzy.

– Na przełomie stycznia i lutego euro może kosztować 4,5 zł – uważa Marek Rogalski, główny analityk First International Traders DM. Ale według prognoz BRE Banku na koniec pierwszego kwartału kurs euro wyniesie około 4,30 i do tego czasu będzie się utrzymywał na podobnym poziomie. – Jeśli wzrośnie do 4,50, to tylko chwilowo – uważa Marcin Mazurek, analityk BRE Banku.

Bank inwestycyjny Morgan Stanley przewiduje, że na koniec pierwszego i drugiego kwartału euro będzie kosztowało 4,4 zł. Gorsze prognozy przedstawili analitycy banku inwestycyjnego Goldman Sachs, którzy obniżyli prognozę wzrostu PKB w Polsce do 0 proc. i uważają, że kurs euro do złotego za trzy miesiące wyniesie 4,60 i na tym poziomie utrzyma się do końca 2009 r.

Drożeje także frank szwajcarski, waluta, w której setki tysięcy Polaków spłaca kredyt hipoteczny. Wczoraj na rynku walutowym był wyceniany nawet na 2,96 zł, a w bankach raty są przeliczane już po kursie przekraczającym 3 zł (w Dom-banku 3,12, w Banku BPH 3,07). Na szczęście wzrost kosztów obsługi tych kredytów jest niwelowany spadkiem oprocentowania.