Produkcji przemysłowej nie pomógł jeden dzień roboczy więcej w lutym niż w styczniu. Nawet po wyeliminowaniu wpływu czynników sezonowych, była ona bowiem wyższa tylko o 6 proc. niż przed rokiem, po tym jak wzrosła o ponad 9 proc. w styczniu.
Czy spowolnienie dociera już do polskiej gospodarki? – Dane pokazują, że polska gospodarka zwalnia, ale alarmu bym nie wzniecał – powiedział Marek Belka, prezes NBP.
Ostre hamowanie tempa produkcji (i jej spadek o 1 proc. w stosunku do stycznia) zaskoczył analityków, którzy spodziewali się tylko nieznacznie mniejszej dynamiki. – Nie doceniliśmy efektów pogodowych – przyznaje Jarosław Janecki z Societe Generale. Nadejście srogiej zimy dotknęło produkcję budowlaną (wzrosła jedynie o 12 proc. rok do roku wobec 32 proc. w styczniu). Mniejsze było też wydobycie węgla. Zła pogoda powodowała utrudnienia w transporcie.
W lutym znacząco zmniejszyła się dynamika produkcji w branżach, które sporo towarów wytwarzają na eksport, zwłaszcza wyrobów z metali (do 14,8 proc. z 25,7 proc.) czy maszyn i urządzeń (do 9,4 proc. z ponad 18 proc.). Mniej wyprodukowała też branża meblowa. Ekonomiści mówią, że może być to efekt słabnącej koniunktury za granicą. Popyt tworzony przez niemiecką gospodarkę, gdzie wysyłamy najwięcej naszych produktów, systematycznie spada. W styczniu nowe zamówienia w przemyśle spadły w Niemczech o ponad 2 proc. rok do roku. Spodziewane hamowanie dynamiki produkcji zapowiadał już lutowy odczyt indeksu PMI.
– To może nawet być początek spowolnienia, w związku z oczekiwanym słabszym popytem zewnętrznym – mówi Jana Krajcova z Erste Group. Polski eksport mógł stać się mniej konkurencyjny, ponieważ w lutym dosyć znacząco umocniła się nasza waluta. Ekonomiści nie chcą jednak przeceniać tego czynnika. Marcin Mazurek z BRE Banku uważa, że złoty wciąż jest relatywnie słaby. – Najwyższy wzrost wciąż występuje w sekcjach nakierowanych eksportowo, takich jak chemia – podkreśla.