Nad zmianami w ustawie z 2005 r. pracuje Ministerstwo Środowiska. System zbierania i utylizacji zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego (ZSEE) jest nieefektywny. Ocenia się, że około 40 proc. oficjalnie przetworzonego ZSEE to kompletna fikcja. Opiera się bowiem wyłącznie na fałszywych dokumentach.
Duża część starych lodówek i pralek, zamiast w zakładach przetwarzania, ląduje w śmietnikach, a nawet w lesie. Według analiz firmy doradczej PwC budżet państwa traci rocznie ok. 7 mln zł z tytułu nienależnie odliczonego podatku VAT.
Spore kontrowersje wzbudza propozycja części branży dotycząca wprowadzenia tzw. opłaty depozytowej. Ponosiłby ją kupujący nowy sprzęt RTV AGD, jeśli nie oddałby starego urządzenia. Byłoby to kolejne obciążenie konsumentów: już teraz w cenie nowego sprzętu uwzględniony jest tzw. KGO, czyli koszt gospodarowania odpadami. Ponadto w skład opłaty za śmieci odprowadzanej przez mieszkańców do gmin wchodzi zagospodarowanie elektroodpadów.
Realizacja tego pomysłu trudna byłaby także od strony praktycznej. – Sprzęt elektryczny i elektroniczny to kilka tysięcy kategorii, w dodatku sprzedawany jest przez różne kanały dystrybucji. A na tak podzielonym rynku trudno byłoby zapanować nad przepływem pieniędzy z opłaty depozytowej i kontrolować, czy nie dochodzi do nadużyć – twierdzi Grzegorz Skrzypczak, prezes organizacji ElektroEko, zbierającej blisko połowę elektrośmieci w Polsce.
Zmiana ustawy ma pomóc w realizacji planów zwiększenia odzysku starego sprzętu, narzucanych unijną dyrektywą. Przykładowo, w tym roku na ok. 510,5 tys. ton nowego sprzętu wprowadzanego na rynek, poziom odzysku zużytych elektrośmieci powinien sięgać blisko 173,5 tys. ton. To blisko jedna trzecia tego, co sprzedały sklepy. Ale w roku 2021 szacowany poziom odzysku powinien podskoczyć do prawie 385 tys. ton, co ma stanowić aż 65 proc. masy urządzeń wprowadzonych w tym czasie do obrotu.