Nie pojawił się w tym roku na festiwalu film, który zachwyciłby publiczność. Mnie osobiście jedynym ważnym obrazem wydaje się „The Hurt Locker” Kathryn Bigelow.
Widzowie liczyli na ostatni obraz konkursowy – prezentowanego wczoraj „Wrestlera” Darrena Aronofsky’ego. Niestety, czekało ich rozczarowanie. Ta opowieść o starzejącym się zapaśniku rozwija się ściśle według schematu, jaki oglądaliśmy na ekranie nieraz: facet, który kiedyś był gwiazdą, po latach – opuszczony przez wszystkich i samotny – wraca na ring, by na nim umrzeć. Wątła fabułka nie usprawiedliwia epatowania okrucieństwem scen walk, zbliżeniami twarzy, po których spływa krew, czy drutów kolczastych wbijających się w ciała. Jedno, co w filmie Aronofsky’ego jest godne zauważenia, to kreacja rzadko ostatnio pojawiającego się na ekranie Michaela Rourke’a. To może być nagroda aktorska.
Nikt jednak w tym roku nie próbuje typować zwycięzców. Krytycy najlepiej mówią o włosko-brazylijskim filmie „Birdwatchers” Marka Bechisa o ostatnich plemionach Indian. Są też dwa zachwalane przez dyrektora Marco Mullera filmy afrykańskie i wreszcie – animacja Hayao Miyazakiego „Ponyo on the Cliff by the Sea”. Ale żadnego mocnego faworyta nie ma. [
i]Barbara Hollender z Wenecji