Reklama

Gene Hackman: aktor genialny, choć niepiękny

Śmierć 95-letniego Gene’a Hackmana, zdobywcy dwóch Oscarów, który już dawno temu dobrowolnie wybrał aktorską emeryturę, rodzi trudne pytanie. Czy on i jego żona Betsy Arakawa popełnili rozszerzone samobójstwo?

Publikacja: 27.02.2025 20:52

Gene Hackman (1930–2025)

Gene Hackman (1930–2025)

Foto: AFP

– Nigdy nie będę starym, szanowanym aktorem. Nie przestanę ryzykować, bo wówczas miałbym wrażenie, że przestaję istnieć — powiedział, gdy był jeszcze u szczytu sławy.

I tak było, dopóki mógł grać. Kiedy przyszła depresja, gorsza kondycja fizyczna, po prostu wycofał się. Praktycznie już 20 lat temu. Mieszkał z żoną w Santa Fe, czasem odpoczywał w swoim ogrodzie. Coraz słabszy.

Czytaj więcej

Gene Hackman i jego żona nie żyją. Legendarny aktor miał 95 lat

26 lutego Gene Hackman i jego żona Betsy Arakawa zostali znalezieni martwi w domu w Santa Fe. Nie żył także ich pies. Szeryf Adan Mendoza publicznie potwierdził, że nie ma bezpośrednich dowodów wskazujących na udział w zdarzeniu osób trzecich. A więc rozszerzone samobójstwo? Ma to potwierdzić dalsze śledztwo.

Nie miał zostać aktorem. Urodził się w 1931 roku w San Bernardino w Kalifornii, ale wychował się w Danville, w Illinois. Jako 16-latek rzucił szkołę i zaciągnął się do wojska. Tam zrobił maturę, ale także przeżył niejedno traumatyczne doświadczenie. W 1952 roku tylko szczęśliwy zbieg okoliczności uratował mu życie, gdy cały niemal jego oddział zginął w Korei.

Reklama
Reklama

Zwolniony ze służby, pojechał do Nowego Jorku. Tu imał się różnych prac, wreszcie zaczął dalej się uczyć. Najpierw grafiki użytkowej, potem dziennikarstwa i produkcji telewizyjnej. Szukał swojego miejsca w życiu. W Pasadenie trafił na kursy aktorskie, ale szybko je opuścił, zresztą trudno się dziwić: w ankiecie kolegów został uznany za faceta o najgorszych warunkach do przyszłej aktorskiej kariery.

Czasem pojawiał się na dużym ekranie, ale reżyserzy widzieli w nim głównie mało wyrafinowanego brutala, chętniej używającego swoich mięśni niż szarych komórek

Był już wtedy po trzydziestce. Pojechał do Nowego Jorku, gdzie grywał w teatrzykach off Broadwayu i w telewizji. Czasem pojawiał się na dużym ekranie, ale reżyserzy widzieli w nim głównie mało wyrafinowanego brutala, chętniej używającego swoich mięśni niż szarych komórek.

Pierwszy Oscar Gene'a Hackmana za „Francuskiego łącznika”

Pierwsze sukcesy zaczął odnosić w połowie lat 60. Najpierw więc była świetna rola w broadwayowskiej komedii „Any Wednesday”, potem niewielka, ale mocna scena w „Lilith”. Gwiazda tego filmu Warren Beatty zapamiętał go i trzy lata później dał mu rolę brata głównego bohatera w filmie „Bonnie i Clyde” Arthura Penna. Przyniosła ona Hackmanowi pierwszą nominację do Oscara. Następna przyszła w roku 1970 za film „I Never Sang for My Father”. A rok później Hackman odbierał statuetkę za niezapomnianą kreację we „Francuskim łączniku” Williama Friedkina.

W tym filmie stworzył wspaniałą postać policjanta – człowieka, którego moralność pozostawia bardzo wiele do życzenia, w walce z gangami narkotykowymi nie stroniącego od nieczystych środków. Pokazał, że jest aktorem o ogromnych możliwościach. Mało kto wiedział, że dostał tę rolę, gdy odrzuciło ją pięciu innych aktorów. 

W „Supermanie” udowodnił, że ma poczucie humoru, ale tak naprawdę wszyscy wiedzieli, że stworzony jest do grania zupełnie innych, dramatycznych postaci

Reklama
Reklama

– Studio chciało, by zagrał go gwiazdor – przyznawał sam Hackman – Ale reżyser William Friedkin wolał kogoś nieznanego, dlatego dostałem swoją szansę. Miałem z tą rolą trochę problemów, musiałem sam przed sobą wytłumaczyć gwałt, jakiego dopuszczał się bohater. Ale taki materiał jest dla aktora na wagę złota. 

Dalej tylko umacniał swoją pozycję. W „Supermanie” udowodnił, że ma poczucie humoru, ale tak naprawdę wszyscy wiedzieli, że stworzony jest do grania zupełnie innych, dramatycznych postaci. On sam zapytany, z jakich powodów zgodził się wystąpić w serii o Supermanie, odpowiedział zwyczajnie:

– Z jakich, poza pieniędzmi?

Wiele lat później, w czasie dyskusji wyznał, że przyjmuje role, kierując się dwoma czynnikami – jakością scenariusza i pieniędzmi.

Kiepskich występów w dobrze płatnych hitach nie było w jego karierze tak wiele.

Gene Hackman lubił grać zwyczajnych ludzi

Ważniejsze były oczywiście inne role: w „Rozmowie” Francisa Forda Coppoli, „Missisipi w ogniu” Alana Parkera (czwarta nominacja do Oscara), „Bez przebaczenia” Clinta Eastwooda (drugi Oscar), „Wyatt Earp”, „Karmazynowym przypływie”, „Under Suspision” Stephena Hopkinsa. 

Reklama
Reklama

Najlepszy był grając zwyczajnych ludzi, niepewnych siebie, pod maską siły i obojętności kryjących przegraną. Nie miał nigdy urody filmowego gwiazdora, co zresztą w brytyjskim „Guardianie” wytknął mu krytyk Bart Mills: „Nie jest łatwo być gwiazdą, wiedząc, że nie ma się do tego żadnych predyspozycji. Gene Hackman dopchnął się do miodu dopiero po czterdziestce, mając w sobie tyle seksapilu, co twój łysiejący brat cioteczny”.

Marzyłem o tym, żeby być aktorem, a nie gwiazdą. Uczyłem się, jak grać role, a nie, jak dawać sobie radę z dziennikarzami i sławą

Gene Hackman

Przyjmował takie uwagi z wyrozumiałością i humorem:

– Marzyłem o tym, żeby być aktorem, a nie gwiazdą. Uczyłem się, jak grać role, a nie, jak dawać sobie radę z dziennikarzami i sławą – mówił.

Cena za zawodowy sukces okazała się wysoka. W 1986 roku, po 30 latach, rozpadło się jego małżeństwo z Faye Maltese, z którą miał troje dzieci. Faye nie skarżyła się, gdy żyli w Nowym Jorku, w biedzie, to ona utrzymywała dom ze swojej bankowej pensji. Ale nie zniosła ciągłej nieobecności w domu sławnego męża.

Reklama
Reklama

Azyl Gene'a Hackmana w domu w Santa Fe

Hackman próbował scalać małżeństwo. Nie wyszło. Popadł w depresję, ale potem na jego drodze pojawiła się pianistka japońskiego pochodzenia Betsy Arakawa. Razem zamieszkali w Santa Fe. Tam Hackman w chwilach, gdy nie grał, oddawał się nowym pasjom. Razem z przyjacielem napisał przygodową książkę „Wake of the Perdido Star”, wrócił do malowania. A poza tym... chodził do kina.

Na początku XXI wieku wciąż jeszcze często grał. W 2001 roku wystąpił w pięciu filmach: od komedii „Wielki podryw” czy „Meksykanina” – kina przygody z Bradem Pittem i Julią Roberts, przez „Skok” Davida Mameta, „Za linią wroga”, gdzie jako dowódca marynarki wojennej próbował ratować pilota zestrzelonego nad Bośnią, aż do kolejnej przygody – „Genialnego klanu” Wesa Andersona.

W wieku 78 lat ogłosił aktorską emeryturę. – Ten biznes stał się dla mnie zbyt stresujący – mówił.

W 2003 roku zagrał w „Ławie przysięgłych” z Dustinem Hoffmanem, kolegą z jednego pokoju z czasów studiów aktorskich. To była niemal klamra jego kariery, bo przed laty w Pasadenie właśnie oni obaj od nauczycieli usłyszeli, że nie nadają się do zawodu aktorskiego. 

Pięć lat później, w wieku 78 lat, ogłosił aktorską emeryturę. „Ten biznes stał się dla mnie zbyt stresujący – mówił. – Kompromisy, na które trzeba w nim chodzić, sprawiły, że już nie chcę grać”. 

Reklama
Reklama

Czy w wieku 95 lat zbyt stresujące stało się dla niego życie?

Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Materiał Promocyjny
MLP Group z jedną z największych transakcji najmu w Niemczech
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Film
„Brat" ze wspaniałą kreacją Agnieszki Grochowskiej
Film
Łukasz Palkowski: Seriale zacierają granice
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Film
Kto przebije „Heweliusza”, który jest najlepszym serialem roku
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama