Tylko do końca października było ich 2791. To o 237 (9,3 proc.) więcej niż w tym samym okresie 2006 r. – wynika z najnowszego raportu Wyższego Urzędu Górniczego.
– Po ubiegłorocznej tragedii w Halembie pokładaliśmy duże nadzieje w powszechnym funkcjonowaniu systemów zarządzania bezpieczeństwem w kopalniach. Ale, niestety. Podczas kontroli stwierdzamy, że albo nowe rozwiązania nie są wykorzystywane, albo są traktowane jako kolejny dokument z działu BHP – przyznaje prezes WUG dr inż. Piotr Buchwald.
– Do 13 listopada tego roku w górnictwie doszło do 21 wypadków śmiertelnych, a przez cały ubiegły rok – do 48, z czego 23 to ofiary z Halemby – wylicza rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego Edyta Tomaszewska. Najwięcej, bo pięciu górników, zginęło w tym roku w Katowickim Holdingu Węglowym. Czyste konto zachowują lubelska Bogdanka (nie zginął tam nikt ani w tym, ani w ubiegłym roku) oraz sosnowiecki Kazimierz-Juliusz.
Polskie spółki węglowe wydadzą w tym roku łącznie ponad 1,2 mld zł na poprawę warunków bezpieczeństwa pod ziemią, ale zdaniem Piotra Buchwalda to wciąż o wiele za mało. Wypadki w kopalniach w zdecydowanej większości większości nie są bowiem spowodowane czynnikami naturalnymi (takimi jak np. tąpnięcia). Głównymi ich przyczynami jest wykorzystywanie starego i bardzo często niesprawnego sprzętu.– Połowa maszyn ma ponad dwadzieścia lat i już dawno nie powinna być eksploatowana – potwierdza szef górniczej „Solidarności“ Dominik Kolorz.
Najwięcej wypadków śmiertelnych (co trzeci) spowodowanych było w tym roku problemami z urządzeniami transportowymi. Kłopoty ze sprzętem tego typu były powodem wstrzymania pracy w kopalniach przez inspektorów nadzoru górniczego aż 1300 razy.