– Przespaliśmy szansę i teraz poniesiemy tego konsekwencje – uważa prof. Leszek Zienkowski, członek Komitetu Nauk Ekonomicznych PAN, ekspert PKPP Lewiatan. Według niego 2007 rok, choć określany jako rekordowy dla gospodarki, jest zagrożeniem dla stabilnego rozwoju Polski w latach następnych. – Mieliśmy za dużo czynników nierównowagi, za to żadnych reform. A to niesie ze sobą ryzyko spadku wzrostu PKB do 2 – 3 proc. od 2009 roku – tłumaczył w poniedziałek na konferencji prasowej Lewiatana. I dlatego konieczne są poważne reformy, w tym reforma finansów publicznych i uporządkowanie systemu ochrony zdrowia.
Zdaniem profesora ważne jest, by gospodarka spełniała wymagania z Maastricht, ale jeśli Polska przyjmie euro w 2011 – 2012 roku, to będzie to czas dekoniunktury europejskiej. – Szkoda, że przespaliśmy ostatnie lata.
Eksperci Lewiatana uważają, że w tym roku PKB osiągnie 5 proc. wzrostu: – To będzie wynik wysokiej konsumpcji wynikającej z dalszego wzrostu zatrudnienia o 3 – 4 proc. i wynagrodzeń o 6 – 7 proc. – uważa Małgorzata Krzysztoszek, ekspert Lewiatana. Według niej obecna ekipa rządząca może podtrzymać tendencje wzrostowe także w następnych latach, jeśli przeprowadzi zapowiadane reformy. – Ale polityka gospodarcza wymagać będzie coraz więcej finezji.
Według szacunków Lewiatana przedsiębiorstwa w tym roku zwiększą przychody z działalności o 12 – 13 proc. Ale wzrosną też koszty związane ze zwiększeniem nakładów inwestycyjnych firm (15 proc.) oraz presją płacową. – Firmy nadal będą szukały rozwiązań technologicznych, które pozwolą nam zastąpić pracowników, gdzie będzie to możliwe, maszynami i innowacyjnymi rozwiązaniami – tłumaczyła Krzysztoszek.
– Firmy wciąż inwestują i biorą coraz więcej kredytów – dodał Stanisław Kubielas. – Popyt ciągnie inwestycje, inwestycje zatrudnienie, a zatrudnienie popyt. Tak kręci się koło zamachowe gospodarki, utrzymujące dobrą koniunkturę. Proces ten może ulec przyhamowaniu, gdy wzrosną stopy procentowe i pogorszy się koniunktura na rynkach zagranicznych. – tłumaczył ekspert Lewiatana.