Nie ma udanych inwestycji bez wiarygodnych cen na aukcjach

Rozmowa z Krzysztofem Zagrodzkim z Paryża, ekspertem francuskich domów aukcyjnych

Publikacja: 21.08.2008 01:13

Nie ma udanych inwestycji bez wiarygodnych cen na aukcjach

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Jest pan licencjonowanym przez rząd francuski ekspertem tamtejszego rynku antykwarycznego. Współpracuje pan z różnymi domami aukcyjnymi, ale przede wszystkim z firmą Boisgirard. Specjalizuje się pan w sztuce artystów Szkoły Paryskiej: Polaków, Rosjan, malarzy z Europy Środkowej. Ma pan już jakieś rodzynki na najbliższą aukcję?

Krzysztof Zagrodzki: Pojawił się obraz, którego jeszcze dokładnie nie badałem, a który prawdopodobnie jest dziełem rosyjskiego malarza Borysa Kustodiewa. Wystawiony zostanie w jednej z firm, z którymi współpracuję. Może mieć cenę około 200 tys. euro.

Gdyby ten sam obraz namalował artysta o polskim rodowodzie, to jaka byłaby cena?

Trzeba byłoby tę cenę podzielić przynajmniej przez 10.

Te proporcje określają siłę popytu rynku polskiego i rosyjskiego. A realny popyt jest ważnym kryterium budowania ceny dzieła sztuki.

W Polsce są milionerzy, w Rosji – miliarderzy. Dzięki nim rosyjskie malarstwo trafiło na najwyższą półkę. Rosyjska sztuka stale obecna była na aukcjach w Soteby’s czy Christie’s już w latach 60. XX wieku. Hossa na rosyjskie dzieła rozpoczęła się sześć – osiem lat temu.

Jak ustalana jest cena? Dostaje pan obraz, patrzy pan i co...?

Pierwszym kryterium jest nazwisko artysty, jego pozycja. Ważne jest, jak to dzieło sytuuje się w ewolucji danego artysty lub nurtu. Drugie kryterium to technika wykonania, czy to jest np. praca na papierze czy obraz olejny. Poza tym znaczenie dla wyceny mają temat i ogólnie uroda obrazu. Wreszcie ważny jest stan zachowania. Mówię oczywiście w koniecznym skrócie.

Co Polsce może przynieść zniesienie lub zneutralizowanie restrykcyjnego zakazu wywozu dóbr kultury? Nasi antykwariusze od lat głoszą, że to jest główna przeszkoda w rozwoju rynku i promocji polskiej sztuki na świecie. Czy polonika mogą cieszyć się wzięciem na Zachodzie

Jestem za wolnością, jeśli chodzi o przepływ dóbr kultury. Ale gdy mówimy o polonikach, to od lat one płyną szerokim strumieniem tylko do Polski, bo tu uzyskują najwyższe ceny. Na moich aukcjach ok. 70 – 80 procent poloników wędruje do Polski. Resztę kupuje polska diaspora rozsiana po świecie. Od lat widzę, że mnóstwo polskich antykwariatów żyje ze sprzedaży towaru importowanego z Zachodu, nie tylko poloników. Nie wiem, dlaczego na świecie obcy kolekcjonerzy lub miłośnicy sztuki mieliby sobie wyrywać obrazy np. Alfonsa Karpińskiego lub każdego innego polskiego malarza. Obcego nabywcę w Polsce mogą ewentualnie interesować dobra kultury np. pochodzące z Ziem Odzyskanych.

Formą promocji polskiej sztuki jest dzisiejsza jej obecność na zachodnich rynkach. Jeśli polski obraz pojawi się w katalogu aukcyjnym dobrej zachodniej firmy, wywołuje to łańcuch kolejnych zdarzeń. Antykwariusze, drobni handlarze zaczynają się interesować danym artystą, żeby na nim zarobić. Jeśli pada rekord cenowy, jak kiedyś w przypadku obrazu Józefa Brandta, wtedy o polskiej sztuce zaczyna się mówić. Promocja polskiej sztuki w świecie odbywa się już dziś poprzez handel. Jednak cały czas mówimy o wykupywaniu poloników przez Polaków, którzy następnie w większości przywożą je do Polski.

W zeszłym roku pisaliśmy, że odnalazł pan we Francji nieznaną rzeźbę Ksawerego Dunikowskiego pochodzącą z rezydencji legendarnego fryzjera Cierplikowskiego. Kupił ją Polak i przywiózł do Warszawy. Tanio, bo za 27 tys. euro, czyli zachodni kolekcjonerzy nie interesowali się dziełem naszego największego rzeźbiarza.

Wpływ na promocję polskiej sztuki będą miały wielkie wystawy w obcych muzeach, albumy, filmy. Sama liberalizacja ustawy nie wystarczy dla promocji.

Wspomniana rzeźba Dunikowskiego nie powstała w Polsce i nie została zaprojektowana do polskiej rezydencji. Jednak z uwagi na autora wzbudziła zainteresowanie tylko wśród Polaków. To w sensie cenowym był okazyjny zakup.

Jak pan odkrył dzieło Dunikowskiego?

Zupełnie przypadkiem. Byłem w restauracji ze znajomym francuskim marszandem. Przedstawił mi innego francuskiego marszanda specjalizującego się w handlu rzeźbą. Francuz już trochę wiedział, że Dunikowski to może być ktoś ważny, ale nie sytuował go tak wysoko jak Polacy. Dunikowski był artystą międzynarodowej rangi, ale nie ma o nim żadnej publikacji na Zachodzie. Brak dobrego obcojęzycznego albumu to jest uśmiercenie jego sztuki.

Na co dzień odkrywa pan dzieła mniej znaczących artystów z Polski. Mają one wyjątkowo niskie ceny.

Na przykład przyzwoite obrazy Lutki Pink można kupić już za 1,5 tys. euro, czyli zdecydowanie poniżej ich wartości artystycznej. Naprawdę nazywała się Ludwika Pinkusiewicz, urodziła się w 1906 roku w Warszawie, ale oficjalnie podawała, że urodziła się w 1916 r., zmarła w 1999 roku. Po wojnie należała do cyganerii artystycznej, kontaktowała się m.in. z Picassem. Ona ginie w tłumie, bo w tym okresie w Paryżu była masa artystów ze świata.

1,5 tys. euro kosztuje w Paryżu dobry obraz polskiego artysty

Inni mieli więcej szczęścia, zostali bowiem wypromowani przez lepszych marszandów, powstały o nich ważne artykuły, albumy. Jej obrazy kupują Polacy przede wszystkim z uwagi na niskie ceny. Jednak polscy miłośnicy sztuki nic o niej nie wiedzą, bo jej nazwisko nie istnieje w dostępnej literaturze. Podobnie jest na przykład z Janem Ekiertem. Był bardzo biedny. Malował małe formaty na tekturkach. Można te obrazy dostać już za 200 – 300 euro. To jest dobre malarstwo postkubistyczne!

Powiedział pan, że około 70 – 80 proc. pana klientów stanowią Polacy, jakie tematy najchętniej kupują?

Sceny rodzajowe i dobre pejzaże, najlepiej z sylwetką ludzką.

Dlaczego obce firmy antykwaryczne nie weszły do Polski?

To jest za mały rynek pod względem finansowym. Liczba klientów jest bardzo skromna. Poza tym w Polsce po 1989 roku bardzo szybko powstała sieć rodzimych firm, która jest wystarczająca. Obca sztuka nie budzi tu zainteresowania. Jeśli chodzi o dobre rzemiosło artystyczne, to w Polsce jest za mało zamożnych znawców. Najpierw w kraju trzeba wychować bogatych koneserów.

W jakim stopniu marszand może wykreować artystę, czyli wysokie ceny na jego dzieła?

Marszand musi utrzymywać stale kontakty z prasą i telewizją. Starać się o to, aby ważne informacje o wzroście cen przechodziły przez media. Prace lansowanego artysty muszą być pokazywane na dobrych aukcjach. Niektórzy marszandzi na aukcjach rekordowo podbijają ceny na własny towar. Obraz jest wysoko licytowany przez podstawione osoby. Oczywiście trzeba ponieść bezpośrednie koszty, czyli opłacić marżę domu aukcyjnego. Ale w sumie to się może opłacać, bo jeśli informacja o rekordowej cenie przedostanie się do fachowej prasy, to może być skuteczniejszą formą reklamy niż ogłoszenia, plakaty, katalogi, za które też trzeba zapłacić. Podbijanie ceny własnego towaru to metoda nielegalna, formalnie zakazana. W praktyce trudno ją udowodnić, gdy marszand korzysta z podstawionych osób. Najłatwiej wykreuje cenę telewizja. Ale we francuskiej telewizji jest właściwie niemożliwe, żeby przebić się przez masę priorytetowych informacji z wiadomością, że np. w Hotel Drouot sprzedano obraz za 1 milion euro. Tam takie kwoty nie budzą sensacji...

Podstawowym źródłem wiedzy o cenach w Polsce są trzy tomy autorstwa Sławomira Bołdoka „Malarstwo na aukcjach w Polsce”. W trzecim tomie w objaśnieniach autor informuje, że podane wyniki mają charakter orientacyjny, bo plagą są fikcyjne licytacje.

Zdrowy rynek opiera się na dwóch podstawach: autentyczności przedmiotów i wiarygodnych cenach. Jeśli autor żyje, to obowiązkiem jest zwrócenie się do niego o opinię w sprawie autentyczności. Gdy ceny są prawdziwe, wynikają z rzeczywistego popytu i podaży, to buduje zaufanie do rynku, bo jest warunkiem udanej inwestycji.

W Polsce bodaj tylko jeden ekspert – biegły sądowy jest ubezpieczony. Pan jako ekspert ma polisę OC?

Ubezpieczenie eksperta jest obowiązkowe. Gdybym popełniał pomyłki, po których następowałyby procesy czy roszczenia prawne, wtedy towarzystwo ubezpieczeniowe podniosłoby stawkę, tak jak to się dzieje w przypadku ubezpieczenia auta. Na szczęście nie doświadczyłem tego.

rozmawiał Janusz Miliszkiewicz

Rz: Jest pan licencjonowanym przez rząd francuski ekspertem tamtejszego rynku antykwarycznego. Współpracuje pan z różnymi domami aukcyjnymi, ale przede wszystkim z firmą Boisgirard. Specjalizuje się pan w sztuce artystów Szkoły Paryskiej: Polaków, Rosjan, malarzy z Europy Środkowej. Ma pan już jakieś rodzynki na najbliższą aukcję?

Krzysztof Zagrodzki: Pojawił się obraz, którego jeszcze dokładnie nie badałem, a który prawdopodobnie jest dziełem rosyjskiego malarza Borysa Kustodiewa. Wystawiony zostanie w jednej z firm, z którymi współpracuję. Może mieć cenę około 200 tys. euro.

Pozostało 93% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy