Analitycy Deutsche Banku wyceniają jedną akcję grupy Lotos, drugiej co do wielkości spółki paliwowej w Polsce, na 8 zł. Oznacza to, że ich docelowy poziom znajduje się o 37 proc. poniżej obecnych notowań. Zupełnie odmiennego zdania są przedstawiciele DI BRE, którzy 12-miesięczną cenę jednej akcji Lotosu ustalają na 29,40 zł. W swoim raporcie z datą 25 listopada piszą, że negatywny nastrój wokół spółki stanowi okazję do budowania pozycji inwestycyjnej, dlatego zalecają kupno akcji Lotosu. Z czego wynika taka rozbieżność stanowisk?
– Z rozregulowania rynków finansowych. Jeżeli nikogo już nie dziwi, że akcje na giełdzie w USA skaczą o 5 proc. dziennie, to oznacza, że wśród uczestników rynku brak jest zgody, ile tak naprawdę akcje są warte – mówi Raimondo Eggink, doradca inwestycyjny.
Burzę wokół wartości Lotosu wywołał raport Unicredit z 21 listopada, w którym analityk domu maklerskiego cenę docelową koncernu paliwowego wyznaczył na poziomie 0 zł. Wzbudziło to oburzenie m.in. władz spółki, które zamierzają walczyć o wizerunek firmy.
– Rozważamy wszelkie opcje dochodzenia swoich praw – mówi Marcin Zachowicz, rzecznik Grupy Lotos. Z informacji „Rz“ wynika, że zarząd Lotosu zlecił wykonanie ekspertyzy prawnej, czy istnieją realne szanse na uzyskanie odszkodowania od UniCredit za tę rekomendację. Ekspertyza miała okazać się korzystna dla spółki paliwowej.
Również prawnicy zajmujący się rynkiem kapitałowym nie skazują ewentualnego wniosku Lotosu z góry na porażkę. Tym bardziej że Komisja Nadzoru Finansowego wszczęła postępowanie wobec podmiotu, który wydał rekomendację.