Młodzi artyści, w odróżnieniu od tych reprezentujących pokolenie wykształcone w PRL, nie mają kompleksów. Podróżują po świecie, znają języki, nigdzie nie czują się prowincjuszami. Będąc jeszcze studentami, nierzadko żądają za swoje prace znacznie więcej niż ich profesorowie. Wielu z nich ma szansę na sukces, bo aby go odnieść, oprócz talentu, potrzebne są silna osobowość i umiejętność poruszania się na rynku sztuki.
Wzorcowy model kariery młodego artysty to debiut na ważnej wystawie zbiorowej podczas studiów, kontakt z galerią specjalizującą się w wyszukiwaniu talentów, następnie umowa z topową polską galerią, która pokaże prace na targach zagranicznych. Następny krok to kontrakt z jedną z czołowych galerii europejskich lub amerykańskich oferującą przepustkę do światowej sławy.
W naturalny sposób za artystami podążają kolekcjonerzy. Wybitnie uzdolnionemu studentowi płacą za obraz 2 – 5 tys. zł, potem w galerii około 10 tys. zł, a po zagranicznym sukcesie kilkadziesiąt tysięcy. Tylko jak przewidzieć rozwój kariery artysty? Jak w ciągu kilku lat – wzorem kolekcji ING Banku – sprawić, by 2 tys. zł wydane na obraz Wilhelma Sasnala zamieniło się w 300 tys. zł?
Najlepsze są najprostsze recepty. Inwestor poważnie myślący o sztuce powinien utrzymywać kontakt z najlepszymi galeriami i ciągle jeszcze nielicznymi kompetentnymi doradcami. Poważne galerie współpracujące przez lata ze stałymi klientami dbają o ich kolekcje również w kontekście finansowym.
Dobrym przykładem takiej galerii jest warszawski Raster, od lat promujący znakomitych twórców. Niektórzy artyści związani z tą galerią sprzedają prace już powyżej 100 tys. zł. Nie trzeba dodawać, że kilka lat temu ich dzieła były nieporównywalnie tańsze.