Jutro wieczorem dowiemy się, które z 19 największych banków w USA będą potrzebowały dodatkowego kapitału. Media spekulują, że kłopoty może mieć prawie połowa z nich.
Do wczorajszego popołudnia wydawało się, że inwestorzy będą raczej wstrzymywać się z inwestycjami, chcąc poznać rozstrzygnięcie w tej kwestii. W pierwszej fazie sesji indeksy wprawdzie rosły, ale skala zwyżek była umiarkowana. Rynek wyraźnie się ożywił po informacjach z amerykańskiego rynku pracy, gdzie liczba zlikwidowanych etatów według agencji ADP spadła o 491 tys., podczas gdy oczekiwano spadku o 708 tys. Dla kupujących był to niezły pretekst, by spróbować pchnąć indeksy w górę. Ponieważ gracze nastawieni są obecnie bardzo bojowo i mają wielką ochotę zaatakować styczniowe szczyty (giełdom zachodnim brakuje do nich po ok. 3 proc.), główne indeksy dość łatwo wspięły się na poziomy prawie 2 proc. wyższe niż na wtorkowym zamknięciu.
Początkowo ten popołudniowy entuzjazm z rynków zagranicznych udzielił się też graczom na GPW. Pod koniec sesji zapał kupujących wyraźnie osłabł. Duże obroty, które przekroczyły 1,8 mld zł, wskazują, że wiara w zwyżki słabnie i gracze zaczynają chętniej realizować zyski. To oznacza, że oczekiwany atak na tegoroczny szczyt WIG20 z 6 stycznia trzeba będzie raczej odłożyć. Straty z wtorku z nawiązką odrobiły natomiast mniejsze spółki.
Wczoraj wyniki podała kolejna spółka finansowa – Bank Handlowy. Zysk netto w I kw. okazał się o 10 mln zł niższy, niż oczekiwali analitycy. Na czysto bank zarobił 46,1 mln zł.
Liderem zwyżek były walory Eurofaktora. Kurs podskoczył o przeszło 67 proc. po informacji o porozumieniu z Silesia Capital Fund, na mocy którego do kasy Eurofaktora 30 kwietnia 2010 r. powinno wpłynąć 30,5 mln zł. W obrocie znalazło się ponad 4 proc. wszystkich akcji spółki.