Największą sławą cieszy się jednak leżąca nieco na uboczu Fuente del Ángel Caído – Fontanna Upadłego Anioła z wodą tryskającą ze smoczych paszcz. Wieńczy ją pomnik Upadłego Anioła, dzieło Ricarda Bellvera z 1878 roku. Lucyfer stacza się w otchłanie piekła, otwarte usta szatana krzyczą, łydkę i ramię oplata oślizgły wąż...
Mieszkańcy z pewną dumą podkreślają, że Madryt to jedyne miasto w Europie, w którym stoi pomnik szatana. Piszą o tym wszystkie przewodniki. Nie wspominają przy tym, że Lucyferowi – w Retiro umieszczonemu na wysokiej kolumnie – można się przyjrzeć całkiem z bliska. Kopia rzeźby znajduje się w Akademii San Fernando.
W pochmurny dzień Palacio de Cristal jest tylko lekką, elegancką budowlą ze stali i szkła. Kiedy zaświeci słońce, zamienia się w iskrzący brylant. Przed nim połyskuje sadzawka, z sadzawki, wprost z wody... wyrastają drzewa, wysokie cypryśniki błotne. Ze środka stawu bije w górę słup spienionej wody, do tego jeszcze pływają czarne łabędzie. Nie ma się co dziwić, że właśnie tutaj niedzielni malarze najczęściej ustawiają sztalugi.
Pałac, wzorowany na londyńskim Crystal Palace, zbudowano w 1887 roku. Był pawilonem Filipin podczas wystawy prezentującej ówczesne hiszpańskie kolonie, oranżerią z egzotyczną roślinnością. Z czasem popadł w ruinę. Na początku lat 90. zeszłego wieku został starannie zrekonstruowany, należy teraz do Muzeum Królowej Zofii. W ubiegłym roku pokazywano tu rzeźby Magdaleny Abakanowicz „Dwór króla Artura“.
Na wystawy czasowe przeznaczone są także dwie inne parkowe budowle: Palacio de Velázquez z oryginalnymi okładzinami z płytek ceramicznych oraz Casa de Vacas, czyli Dom Krów. W XIX wieku trzymano w tym budynku krowy, by zapewnić spacerowiczom świeże mleko. Dziś można się napić w parku doskonałej kawy w jednej z wielu kawiarenek. Piwo uczestnicy pikników przynoszą w torbach i plecakach. Chyba nie do końca legalnie, ale Retiro to park, w którym wiele wolno.
[ramka][b]Wolałem park Praski [/b]
[i]Carlos Marrodán Casas, tłumacz literatury iberoamerykańskiej i hiszpańskiej[/i]
Park Retiro poznałem jako dziecko w 1958 roku, kiedy wysłano mnie z Warszawy do rodziny w Madrycie. Mieszkałem u moich ciotek Leonor i Angeles na mansardzie w kamienicy przy ulicy Fuencarral. Absolutnie burżujskie miejsce! Spacer do Retiro stanowił obowiązkowy punkt programu w każdą niedzielę. Nie byłem szczególnie zachwycony. Po eleganckich Łazienkach Retiro nie robiło na mnie wrażenia: wypalona trawa, rachityczne drzewka, mało cienia, Palacio de Cristal zapaskudzony... Ale cały Madryt taki wtedy był: zaniedbany i ubogi.
Ja się wychowywałem na Pradze, więc czym mi mogło zaimponować Retiro? Nie umywało się do parku Praskiego, gdzie były rozmaite atrakcje, jarmarki, kiermasze, muszla koncertowa, obserwowało się z zapartym tchem skoki spadochronowe z wieży...
Jedno mi się naprawdę podobało – łódki na stawie. Pływałem po Estanque Grande z ciotkami i wujkiem Lucasem, który fundował nam te przejażdżki. To była frajda. Istniał jeszcze wówczas w Retiro ogród zoologiczny, Casa de Fieras. Ciasny, cuchnący. Warszawa miała porządne zoo, więc coś takiego też nie mogło mi zaimponować. Po latach usłyszałem makabryczną historię. W Casa de Fieras podczas wojny domowej rzucano ludzi żywcem na pożarcie drapieżnikom. Około 30 osób tak zginęło.
Od Retiro lepiej zapamiętałem Casa de Campo, dawne królewskie tereny łowieckie. Na wysokim wzgórzu, ogromne, zupełnie dzikie. W 1931 roku rząd republikański oddał je mieszkańcom Madrytu. To teraz największy park stolicy. Uporządkowany, zagospodarowany. Tu przeniesiono zoo, jest wielkie naturalne jezioro i wesołe miasteczko.
Kiedy mieszkałem u ciotki Isabel na peryferiach, w proletariackiej dzielnicy Quatro Caminos, biegaliśmy z kuzynami po Casa de Campo całymi dniami. To był zupełnie inny świat. Rano ciotka wysyłała nas po wodę do źródła niedaleko domu. Przynosiliśmy ją w botijos, glinianych naczyniach z dzióbkiem. Trzymały chłód nawet w największy upał. [/ramka]