Po wtorkowej gwałtownej przecenie w Europie i neutralnej sesji w USA, wczoraj inwestorzy postanowili odreagować. Od rana ceny akcji rosły, a najmocniej te z rynków wschodzących – najbardziej dotkniętych korektą. Mocne zwyżki nie ominęły Warszawy, która dzień wcześniej była najsłabiej radzącym sobie rynkiem akcji na świecie.
Warto jednak zwrócić uwagę, że inwestorzy stali się dużo bardziej ostrożni i mniej skorzy do zakupów. Wczoraj obroty wyniosły 1,1 mld zł. Dzień wcześniej było to przeszło 1,5 mld zł.
W centrum uwagi tak jak we wtorek były akcje banków. Dwa z nich podały wczoraj wyniki finansowe. Bank Handlowy poinformował, że w III kw. zarobił na czysto 285 mln zł. To 30 proc. więcej niż przed rokiem i 30 proc. więcej, niż szacowali analitycy. O połowę niższe, niż sądzono, były też odpisy na utratę wartości aktywów. Inwestorzy nagrodzili to ponad 5-proc. wzrostem kursu akcji. Z kolei wyniki BRE rozczarowały. Nie dość, że zysk banku spadł do 72,5 mln zł (oczekiwano 76 mln zł), to jeszcze zawiązał on rezerwy o 11 mln zł wyższe, niż przewidywali analitycy.
Giełdom, w tym warszawskiej, nie zaszkodziły gorsze dane makro z USA. Najpierw mieliśmy słabsze informacje z rynku pracy, później gorszy od oczekiwań odczyt indeksu ISM dla usług. W październiku wskaźnik obrazujący aktywność w sektorze usług spadł do 50,6 pkt. Ankietowani przez agencję Reuters analitycy oczekiwali wzrostu do 51,6 pkt. Ale po tych danych zamiast spadków mieliśmy coś zupełnie przeciwnego. Indeksy w USA wystrzeliły, ciągnąc za sobą giełdowe wskaźniki w Europie. Skorzystała na tym i GPW. Ceny największych firm na koniec dnia wzrosły o 2,5 proc., niwelując znaczną część strat z wtorku.
Optymizm globalnych graczy mógł być związany z nadziejami, iż po posiedzeniu zarząd Fedu poda, że stopy procentowe jeszcze długo pozostaną na rekordowo niskim poziomie. Jednak na koniec dnia zwyżki w USA mocno wyhamowały, a Nasdaq znalazł się nawet pod kreską.