Władimir Putin postanowił wysłać w ekspresowym tempie misję do Sofii. Po piątkowej rozmowie telefonicznej premierów Rosji i Bułgarii już jutro do Sofii przylecą rosyjski wicepremier Wiktor Zubkow i wiceszef Gazpromu Aleksandr Miedwiediew, by przekonywać tamtejsze władze do zmiany stanowiska w kwestiach energetycznych. Ale może o być bardzo trudne. Tym bardziej, że obecny rząd Boyko Borisowa jest coraz bardziej poirytowany skutkami uzależnienia od rosyjskich dostaw gazu. Od lipca drastycznie – o 25 proc. rosną ceny tego paliwa, co wynika z uzgodnionych w 2006r. zmian w wieloletniej umowie bułgarsko-rosyjskiej, na którą zgodził się poprzedni premier Rumen Ovcharov.
Bułgarska prywatna stacja bTV poinformowała o tym, że rząd zamierza skierować do prokuratury wniosek o zbadanie umowy. I liczy na oskarżenie jej autorów. Minister energetyki Traicho Traikov przekonuje tymczasem, ze Bułgaria będzie starała się jak najszybciej zmniejszyć uzależnienie od Rosji, skąd pochodzi cały import. Premier Bojko Borisov zamierza w czasie swojej zaplanowanej za kilka dni wizyty w Baku rozmawiać z azerskim przywódcą o możliwości dostaw paliwa. Minister Traikov liczy, że mogłyby one rozpocząć się już w przyszłym roku. Jego zdaniem dostawy gazu skroplonego lub sprężonego przez terminale nad Morzem Czarnym nie byłyby droższe od rosyjskich.
Dla Rosjan to jasny sygnał, że Bułgarzy oczekują renegocjacji umowy gazowej. Wcześniej rząd w Sofii wstrzymał projekt rozbudowy elektrowni atomowej, na który tak liczył Rosatom. Poza tym zapowiedział, że bułgarskie firmy mogą wycofać się z planu budowy rurociągu z Grecji do przesyłu rosyjskiej ropy oraz gazociągu South Stream, promowanego przez Gazprom. Obie te inwestycje mają kluczowe znaczenie dla zwiększenia eksportu rosyjskich surowców do Europy. Jeżeli rząd w Sofii spełni swoje zapowiedzi, to pokrzyżuje plany energetyczne Kremla.
[i]Novinite.com[/i]