Rok 2010 na rynku sztuki

Domy aukcyjne coraz częściej handlują pracami najmłodszych artystów

Publikacja: 30.12.2010 02:30

17 – 35 tys. zł kosztują w Łodzi gobeliny Andrzeja Rajcha

17 – 35 tys. zł kosztują w Łodzi gobeliny Andrzeja Rajcha

Foto: Archiwum

W 2010 roku na krajowym rynku sztuki nastąpił gigantyczny przyrost liczby aukcji. Odbyły się 184 aukcje, w 2009 roku było ich 122. Większość domów aukcyjnych intensywnie zajęła się handlem obrazami najmłodszych artystów. Konkurencją dla zawodowego rynku, o czym pisaliśmy na bieżąco, stały się aukcje charytatywne, było ich ponad dwa razy więcej niż w roku 2009. Na przykład w jeden weekend zorganizowano siedem aukcji zawodowych i charytatywnych, z tego pięć o tej samej godzinie! Co wynikło z natłoku aukcji? Wyjaśnia Rafał Kamecki z największego portalu rynku sztuki (www.artinfo.pl), który zajmuje się internetową obsługą licytacji.

– Klienci często komentowali, że są całkowicie zdezorientowani liczbą aukcji, nowych nazwisk, niskich cen. W natłoku informacji nie wiedzieli, które aukcje są ważne. W komentarzach dało się odczuć zmęczenie tą nową sytuacją – mówi Rafał Kamecki.

Zyski na rynku uległy wielkiemu rozproszeniu. Aukcja młodych to zwykle ok. 100 obiektów, 100 autorów. Wymaga ekstrapracy, a daje obrót zwykle ok. 100 tys. zł. Zatem tyle, ile można by uzyskać ze sprzedaży jednego obrazu klasyka. Pod warunkiem że byłaby podaż i byliby nabywcy na obiekty w cenie 100 tys. lub wyższej. Marszand Marek Mielniczuk w towarzyskiej rozmowie postawił pytanie: co by było, gdyby dziś na rynek wypłynęło 15 doskonałych obrazów np. Fangora, Gierowskiego albo Kantora? Zapytałem o to 20 antykwariuszy. Niezależnie od siebie, jednomyślnie odpowiedzieli, że rynek by się zatkał, nie zdołałby skonsumować takiej podaży nawet muzealnej wartości dzieł. Oczywiście to żadna statystyka, ale problem wart jest głębszej refleksji. Sądzę, że rynek obrazów jest w przededniu gruntownej przemiany.

Podobnie jest na rynku białych kruków, wynika to z opinii naszego eksperta Pawła Podniesińskiego. Czy to sukces, jeśli wyniki finansowe utrzymują się na poziomie tych z 2009 roku? Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę inflację. Faktem jest, że lider rynku, warszawski antykwariat Lamus umocnił swoją pozycję.

Domy aukcyjne próbowały wylansować nowy asortyment. Na przykład Rynek Sztuki z Łodzi (www.ryneksztuki.lodz.pl) odkrył dla rynku tkaninę uznanego na świecie artysty Andrzeja Rajcha (ceny ok. 17 – 35 tys. zł).

W mijającym roku środowisko marszandów i antykwariuszy zbulwersował wywiad jakiego „Moim Pieniądzom” udzielił kolekcjoner Piotr Dmochowski z Paryża. Rozmówca dowodził, że firma Sotheby’s wejdzie do Polski. Wywołało to lawinę zapytań. Marszandzi i antykwariusze wyrażali niepokój, ponieważ przestraszyli się konkurencji.

W 2010 roku firma Sotheby’s w portalu Artinfo.pl zamieściła płatną reklamę swojej londyńskiej aukcji z dużą liczbą poloników. To najlepszy dowód, że Sotheby’s nie wybiera się do nas. Dzięki Internetowi może skutecznie sprzedawać ofertę w dowolnym punkcie świata, nie musi ryzykować inwestowania na malutkim i chimerycznym polskim rynku. Na naszym rynku większość aukcyjnych transakcji w 2010 roku odbyła się przez Internet!

Za sukces uznano comiesięczne sesje naukowe o falsyfikatach na krajowym rynku odbywające się w Rempeksie. Organizował je Ośrodek Ochrony Zbiorów Publicznych resortu kultury (www.oozp.pl) oraz Stowarzyszenie Antykwariuszy Polskich (www.antykwariusze.pl). Zebrany materiał posłuży przygotowaniu ustawy o rynku. Ma ona zwiększyć bezpieczeństwo zakupów, zwłaszcza inwestycyjnych.

Przy okazji czerwcowego walnego zgromadzenia Stowarzyszenie Antykwariuszy wypunktowało problemy rynku. To m.in. brak kapitału obrotowego, falsyfikaty, brak rzetelnych usług eksperckich. Dodam do tego tradycyjny brak przejrzystości, nadal nie wiadomo, czy ogłaszane wyniki niektórych aukcji odpowiadają prawdzie. Nie do końca wiadomo też, z czego czerpią zyski domy aukcyjne – z handlu sztuką, czy z innej działalności gospodarczej.

W mijającym roku kolekcjoner Marek Roefler oficjalnie otworzył dom z prywatną kolekcją dzieł sztuki, zatrudnił kuratora zbiorów (www.villalafleur.pl). To rodzaj muzeum, które można zwiedzać po umówieniu się. Należy to uznać za wydarzenie o historycznym znaczeniu. Z kolei w Muzeum w Wilanowie wystawiono prywatną kolekcję fotografii Cezarego Pieczyńskiego, gdzie wyróżniały się prace Karola Hillera. Edukacyjny charakter miała wystawa dorobku siedmiu kolekcjonerów secesji, zorganizowana przez Sopocki Dom Aukcyjny (www.sda.pl) w muzeum regionalnym w Mińsku Mazowieckim.

[ramka][srodtytul]Opinie[/srodtytul]

[b]Małgorzata Lalowicz, prezes krakowskiej Desy[/b]

Jest wyjątkowo niska podaż dobrych obrazów. Sprzedają obrazy tylko ci, którzy mają pomysł, jak skutecznie zainwestować gotówkę. Z kolei nabywcy szukają wyłącznie najlepszych rzeczy, przede wszystkim dzieł, które dotychczas nie pojawiały się w handlu. W 2010 roku pierwszy raz zorganizowaliśmy aukcję najmłodszych artystów, gdzie cena wywoławcza wynosiła 500 zł. Była to pierwsza w Krakowie tak duża rynkowa promocja młodych. Sprzedaliśmy ok. 85 proc. oferty. Wiosną zorganizujemy kolejną tego typu aukcję.

Aukcje najmłodszych zaczęły dominować na polskim rynku. To trwały trend. To próba pozyskania nowych klientów w wieku ok. 30 lat. Prowadzą oni inny styl życia niż ich rodzice, ich mieszkania mają inny wystrój. Kupienie dobrego obrazu średnio za ok. 1 tys. zł nie jest finansowym ryzykiem.

Organizowanie aukcji najmłodszych to także próba ustabilizowania rynku po kryzysie lat 2008 – 2009. Gwarantuje to stały dopływ nowych obrazów, bo co roku są zdolni absolwenci akademii. Za pięć – dziesięć lat rynek wyselekcjonuje czołówkę wybitnych młodych artystów. Dziś można kupić przyszłe gwiazdy rynku.

[b]Piotr Lengiewicz, prezes Rempeksu[/b]

Mijający rok nazwałbym optymalnym minimum. To sytuacja, kiedy jeszcze nie dokłada się do biznesu, podobnie było w 2009 roku. Zastój na krajowym rynku, moim zdaniem, wynika przede wszystkim z braku nowych klientów, dla których zakupy sztuki są życiową pasją. Są klienci, którzy kupią jeden obraz i koniec, to jest tylko kaprys. Nie ma nowych kolekcjonerów, którzy kupują dlatego, bo chcą na co dzień przeżywać sztukę w domu lub w siedzibie firmy.

Przyczyna zastoju jest złożona. Nie widzę jednak bezpośredniego związku tej sytuacji z kryzysem gospodarczym lub finansowym. Bardziej wynika to z braku odpowiedniej edukacji. Przecież zamożni Polacy nadal wydają spore pieniądze na nowe domy, auta, luksusowe podróże, jednak nie otaczają się sztuką! Być może nie doceniają faktu, że sztuka buduje także pozytywny wizerunek zamożnej osoby. Jak ktoś często kupuje obrazy, to jego interesy oceniane są jako stabilne. Ważnym wydarzeniem roku była prezentacja prywatnej kolekcji sztuki Marka Roeflera. To przykład kolekcjonera z pasją.

Zastój w zakupach powoduje, że nie ma wysokiej podaży. A jak się już coś wybitnego pojawi, to w wysokich cenach z okresu rynkowej hossy, sprzed 2008 roku.

[b]Paweł Podniesiński, rzeczoznawca rynku bibliofilskiego[/b]

Z wstępnych szacunków wynika, że w 2010 roku na aukcyjnym rynku bibliofilskim obroty wyniosły ok. 9,2 mln zł. (w 2009 r. – 9,3 mln zł). Nie ma wyraźnego pogorszenia sprzedaży, ale nie ma też wzrostu. Liderem, jeśli chodzi o wysokość obrotów, od lat jest stołeczny antykwariat Lamus. W 2010 roku na dwóch (!) aukcjach wyniosły one ok. 4,9 mln zł, rok wcześniej zaś – 4,5 mln. Lamus zwiększył procentowy udział w rynku do ok. 53 proc. (48,4 proc.).

Na drugim miejscu tradycyjnie jest krakowski antykwariat Rara Avis, który na trzech (!) aukcjach zanotował obroty ok. 1,4 mln zł i zwiększył udział w rynku aukcyjnym do ok. 15,1 proc. (11,9 proc.). Takie są wstępne, ogólne wyniki. Czy to jest stagnacja? Głębsza analiza możliwa będzie po dokładnym zbilansowaniu roku.

Po kryzysie lat 2008 – 2009 na aukcjach pojawiły się biblioteki. Powoli zaczyna wracać na rynek Biblioteka Narodowa. Wysoko licytowała np. Centralna Biblioteka Wojskowa. Rośnie rola aukcji w handlu zabytkowymi książkami. Wyjątkowa oferta budzi sensację, przyciąga uwagę potencjalnych klientów. Aukcje mają znaczenie nie tylko jako źródło zakupów, ale także towarzyskie, są okazją do wymiany opinii w czasie pokazów przedaukcyjnych.[/ramka]

W 2010 roku na krajowym rynku sztuki nastąpił gigantyczny przyrost liczby aukcji. Odbyły się 184 aukcje, w 2009 roku było ich 122. Większość domów aukcyjnych intensywnie zajęła się handlem obrazami najmłodszych artystów. Konkurencją dla zawodowego rynku, o czym pisaliśmy na bieżąco, stały się aukcje charytatywne, było ich ponad dwa razy więcej niż w roku 2009. Na przykład w jeden weekend zorganizowano siedem aukcji zawodowych i charytatywnych, z tego pięć o tej samej godzinie! Co wynikło z natłoku aukcji? Wyjaśnia Rafał Kamecki z największego portalu rynku sztuki (www.artinfo.pl), który zajmuje się internetową obsługą licytacji.

Pozostało 92% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy