Pierwsza część czwartkowej sesji na giełdach walutowych była wyjątkowo senna. Inwestorzy pozytywnie zareagowali co prawda na nieco lepsze, niż zakładano, dane o listopadowej koniunkturze w przemyśle UE, ale popyt okazał się zbyt słaby, żeby euro mogło mocno zyskać na wartości wobec dolara. Zmianom towarzyszyły niskie obroty wynikające z braku na rynkach inwestorów z USA, którzy wczoraj obchodzili Święto Dziękczynienia.

Dopiero w drugiej części dnia kupujący mocniej wzięli się do pracy. Do nabywania euro (na czym skorzystał też złoty)?zachęcały nadzieje związane ze szczytem UE, który zajmie się budżetem unijnym na kolejne lata. Inwestorzy wierzą, że politykom uda się wypracować wspólne stanowisko mimo różnic, które ich dzielą. Po południu euro traciło do złotego 0,25 proc. i kosztowało niewiele ponad 4,1 zł. Przeszło 0,33 proc. taniał szwajcarski frank. Kosztował sporo poniżej 3,41 zł. Dolar spadał aż o 0,65 proc. i znalazł się w połowie przedziału 3,18–3,19 zł.

Na rynku długu sesja była wyjątkowo bezbarwna, a zmiany cen polskich obligacji śladowe. Oprocentowanie papierów dziesięcioletnich wzrosło do 4,21 proc. W przypadku pięciolatek wynosiło 3,81 proc., a dwulatek 3,68 proc.