Decyzja o wyprowadzce znanego aktora do Belgii wywołała kolejną aferę nad Sekwaną. Jean-Marc Ayrault, premier Francji, stwierdził, że zachowanie Depardieu jest „żałosne" i „niepatriotyczne" w czasie, kiedy władze kraju desperacko poszukują sposobu na zwiększenie wpływów budżetowych. Ayrault skrytykował uciekających przed fiskusem, odkąd w kraju wprowadzono 75-procentowy podatek dla milionerów. Oświadczył, że "uchodźcy podatkowi" wyjeżdżają, "ponieważ chcą być jeszcze bogatsi".

W odpowiedzi Gerard Depardieu stwierdził, że „wyjeżdża ponieważ władze zaczęły wierzyć, że sukces, talent czy pomysłowość należy opodatkować". W liście otwartym do premiera Depardieu poskarżył się, że nikt inny nie został tak obrażony po opuszczeniu kraju, jak właśnie on. Dodatkowo poinformował, że rezygnuje z francuskiego paszportu i ubezpieczenia, gdyż obraża go taki stosunek do jego osoby, ponieważ - jak napisał - "nikogo nie zabił, nie dokonywał czynów niegodnych, pracuje od 14. roku życia, zapewnia miejsca pracy 80 osobom i w ciągu 45 lat zapłacił we Francji równowartość 145 mln euro".

List znanego aktora nie wywołał większego wrażenia na rządzących we Francji. Pod opinią premiera podpisała się dzisiaj minister kultury Aurelie Filippetti. Skrytykowała decyzję o rezygnacji z francuskiego paszportu i zarzuciła mu brak patriotyzmu.

- Pan Depardieu porzuca pole bitwy w najgorętszym czasie walki z kryzysem - powiedziała Filippetti, cytowana przez AFP. Dodała, że być obywatelem to nie tylko mieć prawa, lecz także obowiązki, a umieszczać na tej samej szali podatków i obywatelstwa po prostu nie wolno. Za przykład minister postawiła aktorowi pisarza Michela Houellebecqa, który po 11 latach mieszkania w Irlandii postanowił wrócić do Paryża, o czym powiadomił w niedzielę.

Należący do najlepiej opłacanych aktorów francuskich 63-letni Gerard Depardieu jest od niedawna zameldowany w belgijskiej wiosce Nechin tuż przy granicy z Francją.