Banki są hojne. Pożyczą pieniądze nawet klientowi pracującemu na podstawie tzw. umowy śmieciowej lub mającemu mikrofirmę zamiast etatu. Poza tym można dziś dostać na mieszkanie nawet 100 razy tyle, ile się zarabia.
Po pierwsze: duża oferta i rabaty
Wybór mieszkań, i nowych, i używanych, jest ogromny. W największych aglomeracjach deweloperzy rozpoczęli mnóstwo budów, więc będą zabiegać w tym roku o klientów.
Z danych firmy doradczej Reas wynika, że kupując teraz mieszkanie w Warszawie, można liczyć na rabat w wysokości ok. 3 proc. Nieco lepiej jest na rynku wrocławskim i trójmiejskim. Tam można wynegocjować obniżkę ceny nawet o 5 proc. Najwyższe opusty trafiają się w Krakowie (5–7 proc.).
Generalnie najtaniej można kupić tzw. dziurę w ziemi albo ostatnie lokale na osiedlu. Jak mówi Katarzyna Kamińska, menedżer zespołu monitoringu rynku w Reas, akcje wyprzedażowe są zwykle ograniczone czasowo i obejmują mieszkania, które w danym momencie sprzedają się najsłabiej.
– Najwięcej, bo nawet 15–20 proc. ceny wywoławczej lokali, mogą zaoszczędzić nabywcy zainteresowani zakupem dużych mieszkań w inwestycjach już oddanych do użytkowania. Równie atrakcyjne rabaty stosowane są przy wprowadzaniu nowej inwestycji do oferty. Ci, którzy kupują tzw. dziurę w ziemi, mogą liczyć na obniżkę nawet o 12 proc. w stosunku do ceny ofertowej lokalu. Z kolei w inwestycjach znajdujących się w trakcie realizacji rabaty są relatywnie najniższe – twierdzi Katarzyna Kamińska.