Grudniowy finał na rynku sztuki budzi optymizm

W 2009 roku można było trafić na muzealnej wartości dzieła na każdą kieszeń: obrazy, książki, grafikę artystyczną. Nasz rynek antykwaryczny i sztuki trzyma się znacznie lepiej niż rosyjski czy ukraiński

Aktualizacja: 31.12.2009 00:30 Publikacja: 31.12.2009 00:10

Wojciech Fibak, znany tenisista i kolekcjoner sztuki, za największe wydarzenie minionego roku uznaje

Wojciech Fibak, znany tenisista i kolekcjoner sztuki, za największe wydarzenie minionego roku uznaje wystawę prywatnej kolekcji Teresy i Andrzeja Starmachów w krakowskim Muzeum Narodowym

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Na rynku odbyło się blisko 140 aukcji (w tym kilka charytatywnych). Zaoferowano ok. 460 obiektów z najwyższej półki, czyli w cenie powyżej 50 tys. zł. Z tego sprzedano ok. 130 obiektów. W 2008 roku wystawiono odpowiednio 360 droższych niż 50 tys. zł, sprzedano zaś 148. Z tych orientacyjnych liczb wynika, że podaż dobrej oferty nie była zła. Średnia sprzedaż na aukcjach malarstwa i antyków wynosi od lat ok. 30 proc. Jesteśmy biednym społeczeństwem na dorobku. Czy to są złe wyniki, gdy chodzi o zakup przedmiotów superluksusowych, a za takie należy uznać obrazy? Wojciech Fibak mówi o drogich obrazach Tadeusza Dominika. Ale już za 1,5 tys. zł można zdobyć w galerii Nautilus grafikę tego artysty z lat 60., z tymi samymi motywami co na modnych aktualnie obrazach. Zawsze warto pamiętać, że na rynku są muzealnej wartości dzieła na każdą kieszeń.

Mniej więcej do marca panował optymizm. Poczucie, że kryzys ominął rynek antykwaryczny. Była dobra podaż. W maju gwałtownie spadły obroty domów aukcyjnych. Właściciele przestali przynosić dobre obiekty. Niektóre domy aukcyjne osiągały obrót ledwie ok. 500 tys. zł, gdy zwykle miały obroty ok. 1 mln zł. Sytuacja ta trwała mniej więcej do listopada, co potwierdzają nasí eksperci.

To był rok 20-lecia wolnego rynku. Jak zawsze zawodziła przejrzystość, wiarygodność transakcji i cen obrazów. Od lat postulujemy, aby wzorem Europy na każdą aukcję przychodził urzędnik skarbowy i pieczętował protokół z wynikami licytacji. To dyscyplinuje antykwariuszy! Nie ma takiego zabezpieczenia. Przez to nadal odbywają się fikcyjne licytacje obrazów. Nieprawdziwe rekordowe ceny wprowadzają w błąd.

Brak było nadal mechanizmów prawno-organizacyjnych zwiększających bezpieczeństwo zakupów. Zwiększeniu tego bezpieczeństwa służyć miała międzynarodowa sesja naukowa, jaką na listopad zaplanował [link=http://www.oozp.pl/]Ośrodek Ochrony Zbiorów Publicznych Ministerstwa Kultury[/link]. Z wyprzedzeniem rozesłano zaproszenia, prasa informowała o konferencji. Na 26 prelegentów (prawnicy, muzealnicy, policjanci, antykwariusze), zgłosiło się sześciu (!) uczestników, w tym ani jeden antykwariusz! Dlatego konferencję odwołano. W jej wyniku miał powstać projekt prawnej regulacji rynku sztuki, w tym zdyscyplinowania tzw. ekspertów, którzy decydują o autentyczności obrazów. Odwołanie tej konferencji to moim zdaniem największa rynkowa klęska tego roku.

Kryzys finansowy nie dotyczył aukcji bibliofilskich. Liderem rynku aukcyjnego pozostaje od lat warszawski antykwariat Lamus, który na dwóch aukcjach (wystawiono 2 tys. obiektów) miał 4,5 mln zł obrotu. Kolejna w rankingu krakowska firma Rara Avis na trzech (!) aukcjach zanotowała obrót ok. 1,1 mln zł, gdzie liczba wystawionych na sprzedaż obiektów wynosiła aż 3,9 tys. sztuk. Liczby te dowodzą, że o rynkowym sukcesie decyduje przede wszystkim jakość aukcyjnej oferty. Średnia sprzedaż na aukcjach bibliofilskich wynosi 66 proc. Powyższe dane statystyczne zawdzięczamy Pawłowi Podniesińskiemu, który jest rzeczoznawcą rynku bibliofilskiego.

[ramka][b]Paweł Podniesiński - rzeczoznawca rynku bibliofilskiego[/b]

– Wyniki dowodzą, że na aukcyjnym rynku bibliofilskim w 2009 roku obroty wzrosły o ok. 14 proc. w stosunku do roku 2008 przy mniej więcej takiej samej liczbie sprzedanych obiektów. Moja analiza dotyczy dziesięciu firm, w których odbyło się 17 aukcji. Całkowity obrót wyniósł ok. 9,3 mln zł. Z tego największe obroty odnotował warszawski Lamus (dwie aukcje, 4,5 mln). Obroty firmy na aukcji wzrosły o ok. 0,5 mln. Udział Lamusa w rynku wynosi blisko 50 proc. Na drugim miejscu w hierarchii jest antykwariat Rara Avis (trzy aukcje, obrót 1,1 mln), który ma 12 proc. udziału w rynku. Na trzecim zaś znajduje się antykwariat Wójtowiczów. Znakomity wynik osiągnął antykwariat Okna Sztuki, który znalazł się od razu na czwartej pozycji, choć rok wcześniej nie zorganizował aukcji. W porównaniu z rokiem 2008 zdecydowanie brakowało przysłowiowych perełek. Przyczyną jest coraz gorsza podaż. Pojawiło się kilka cennych obiektów, które sprzedano powyżej 100 tys. zł. W Lamusie sprzedano za 120 tys. „Theatrum Cometicum” S. Lubienieckiego z 1668 roku i za 105 tys. „Zielnik” Syreniusza z 1613 roku. Krakowski Antykwariat Wójtowiczów za 100 tys. zł sprzedał list Mickiewicza. Zabytkowe książki, mapy lub rękopisy będą drożały, ponieważ rośnie zamożność społeczeństwa. Przede wszystkim rośnie świadomość obywateli co do rzadkości tych rzeczy oraz ich wielkiej wartości artystycznej lub historycznej. To rezultat m.in. społecznej edukacji, jaką w tym zakresie od dziesięciu lat systematycznie prowadzą „Moje Pieniądze”.[/ramka]

[ramka][b]Krzysztof Zagrodzki - ekspert francuskich domów aukcyjnych[/b]

Miesiące przed wakacjami letnimi były zdecydowanie złe dla rynku sztuki, naznaczone nastrojami kryzysowymi. Pod koniec roku obserwujemy powrót do normalności. Te fluktuacje uwarunkowane były niepokojem związanym z kryzysem.

Tego rodzaju sytuacja powtarza się cyklicznie. W ubiegłych dziesięcioleciach miało to swoją pozytywną stronę, bo dzięki temu dokonano przeglądu prawdziwych wartości i sprowadzono na ziemię spekulacyjne oczekiwania.

Obecna tendencja do stabilizacji raz jeszcze przypomina, że dzieło sztuki jest sprawdzonym i pewnym przedmiotem inwestowania, choć oczywiście niekoniecznie krótkoterminowym. Poważny cios zadany fortunom milionerów rosyjskich nie pozostał bez wpływu na statystyki sprzedaży. Świadczą o tym rezultaty takich domów jak Sotheby’s i Mac Dougall’s. Nie lepiej jest na Ukrainie.

Na tym tle sytuacja polskiej sztuki prezentowanej w kontekście międzynarodowym przedstawia się nie najgorzej. Wprawdzie tu też pierwsza połowa roku była mniej udana, ale nie można mówić o załamaniu się rynku.

Jeśli odnotowano mniej spektakularnych wyników na aukcjach zagranicznych, wynikało to z niezbyt ciekawej oferty, jak też prezentowania obrazów o wątpliwej autentyczności (dotyczy to np. Władysława Ślewińskiego).

Z własnego doświadczenia powiem, że ostatnia aukcja Ecole de Paris była bardzo udana, przy 63 proc. sprzedanych pozycji. Zaskoczył tu np. wynik 51 000 euro za jedną z wersji portretów żony pędzla Menkesa, za martwą naturę Kislinga zapłacono 43 000 euro. Przytłaczająca większość tych prac pojechała do Polski.[/ramka]

[ramka][b]Wojciech Fibak - marszand i kolekcjoner[/b]

Inwestycje w sztukę obroniły się w tym trudnym roku kryzysu gospodarczego. Nie było korekty cen. Spodziewano się, że w czasie kryzysu wypłyną rarytasy, bo właściciele zmuszeni będą sprzedać coś, żeby ratować budżet, ale nic takiego nie nastąpiło. Na początku roku było mniej transakcji, ale po wakacjach wszystko wróciło do pozytywnej normy.

Z klasyków sztuki współczesnej wymienię trójkę artystów, których dzieła cieszą się wyjątkowym powodzeniem. To jest Tadeusz Dominik, którego malowane współcześnie obrazy kosztowały niedawno 6 – 8 tys. zł, gdy dziś cenione są ok. 30 tys. zł. Natomiast szczególnie poszukiwane kompozycje z lat 50. i 60. niedawno kosztowały ok. 30 tys. zł, teraz osiągają ceny ok. 100 tys. zł. Z kolei dzieła Wojciecha Fangora jeszcze kilka lat temu sprzedawały się w granicach 30 – 50 tys. zł. Dziś osiągają ceny w granicach 200 – 300 tys. zł. Teresa Pągowska, kiedy miała wystawę w moje galerii w 2003 roku, wtedy życzyła sobie za swoje prace 30 – 40 tys. zł. Dziś porównywalne prace kosztują ok. 100 tys. zł. Pomijam rekordy, mówię o codziennych notowaniach.

Największym kolekcjonerskim i artystycznym wydarzeniem jest dla mnie wystawa prywatnej kolekcji Teresy i Andrzeja Starmachów, jaka pod koniec roku odbyła się w krakowskim Muzeum Narodowym. Ma ona ogromne znaczenie dla rynku sztuki, bo jest to żywy wzór do naśladowania. Pokazuje, że aspekt inwestycyjny jest ważny, ale nie najważniejszy. Najważniejsza jest codzienna pasja kolekcjonera. Są tam arcydzieła np. Strzemińskiego, Wróblewskiego, doskonałe prace Nowosielskiego, rzeźba Magdaleny Abakanowicz. Po wystawie pozostanie wydany przez Starmachów katalog, podstawowe źródło wiedzy dla kolekcjonerów, inwestorów, muzealników, antykwariuszy. Katalog ten stwarza wzór, jak powinna być opisana proweniencja dzieła.[/ramka]

[b][link=http://www.rp.pl/temat/181792.html]Więcej o kolekcjonowaniu sztuki[/link][/b]

Ekonomia
Podcast „Twój Biznes”: Nowe restrykcje USA na chipy: Polska w gronie krajów drugiej kategorii
Ekonomia
Biznes ma szansę zbudować kapitalizm interesariuszy
Ekonomia
Wojciech Trojanowski, członek zarządu Strabag Polska: Jest optymizm, ale i wiele wyzwań
Ekonomia
Pogrom byków na GPW. Gdzie jesteś św. Mikołaju?
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego