Kto zapłaci za gigantyczne inwestycje

Energetycy domagają się całkowitego uwolnienia cen energii, licząc na ich wzrost. Argumentują, że dzięki temu będą mogli sfinansować kosztowne inwestycje. Jeśli sektor zacznie decydować o cenach, to odbiorcy powinni mieć pewność, że jego wydatki są racjonalne, a inwestycje uzasadnione

Publikacja: 19.12.2007 01:18

Kto zapłaci za gigantyczne inwestycje

Foto: Rzeczpospolita

W polskich elektrowniach większość bloków działa od 30 lat. Są i starsze, których przyszłość jest przesądzona. Trzeba będzie je stopniowo zamykać i zastępować nowymi. Do 2015 – 2016 roku powinny powstać bloki o mocy w sumie około 8 tys. MW.

– Z inwestycjami na pewno sobie poradzimy. Otwarte pozostaje pytanie, ile nas to będzie kosztować i kto za te inwestycje zapłaci – mówi Krzysztof Żmijewski, były prezes PSE.

Wydatki szacowane są na przynajmniej 10 – 12 mld euro w ciągu kilku lat. Szefowie działających od kilku miesięcy holdingów energetycznych ogłaszają plany inwestycyjne.

Zarząd Polskiej Grupy Energetycznej mówi o inwestycjach w odtworzenie mocy za ponad 30 mld zł, Taurona (Energetyka Południe) chce przeznaczyć na ten cel 13 mld zł. Oprócz tego obaj potentaci – są to największe holdingi w kraju – zgłaszają propozycje dodatkowych projektów i związanych z nimi wydatków. Program inwestycyjny PGE przewidziany na kilkanaście lat opiewa w sumie na 125 mld zł. W Tauronie mówi się o dodatkowych blokach za 10 mld zł.

– Konieczność budowy w Polsce bloków o mocy 1 – 1,2 tys. megawatów rocznie to nie są przesadzone dane – mówi Jan Kurp, prezes Południowego Koncernu Energetycznego (należącego do grupy Tauron). – Tymczasem teraz w trzech elektrowniach realizowane są bloki o łącznej mocy poniżej 2 tys. megawatów, a kolejne mogą być gotowe za 5 – 6 lat, bo przygotowania do ich budowy nie są zaawansowane.

Już teraz budowę nowego bloku o mocy tysiąca megawatów wycenia się na 1,3 mld euro. A banki chcą mieć pewność, że elektrownie spłacą zaciągnięte kredyty i oczekują wiarygodnej, wieloletniej prognozy cen energii. Zdaniem prezesa Kurpa, w tej sytuacji podwyżka cen energii jest nieunikniona.

– Nasze analizy wskazują na opłacalność inwestycji przy cenie 170 – 180 zł za megawatogodzinę i to bez akcyzy – mówi Jan Kurp. – Teraz cena jest o 45 – 55 zł niższa. W ciągu czterech – pięciu lat powinna więc wzrosnąć, by inwestycja była opłacalna.

Kilka dni temu o konieczności podniesienia cen mówili też szefowie firm energetycznych zrzeszonych w konfederacji Lewiatan. Argumentowali m.in., że przeciętnie więcej wydajemy co miesiąc na telefon komórkowy niż na energię elektryczną, a podwyżki cen energii, nawet ponad 10-procentowe, oznaczają wzrost wydatków rodziny o kilka złotych miesięcznie. Już wiadomo, że w przyszłym roku firmy węglowe zapłacą za energię o jedną czwartą więcej.

– Ceny energii w Polsce i tak są wysokie. Nie możemy porównywać się z bogatymi krajami Unii – uważa Krzysztof Żmijewski. – Nie powinniśmy powoływać się na przykład Czechów. Tam energia jest bardzo droga. Są to skutki pozostawienia dużej swobody narodowemu koncernowi CEZ. To w naszej części Europy potentat energetyczny, który może sobie pozwolić na zagraniczne inwestycje.

– Wydatki, o których mówią energetycy, nie uwzględniają na przykład kosztów pozyskania kapitału – zauważa Krzysztof Żmijewski. – Jeśli je dodamy, to inwestycje będą kosztować o 10 – 15 proc. więcej, czyli około 45 mld zł. Jeżeli pozostawimy plany inwestycyjne tylko w gestii sektora, wydatki te będą jeszcze większe.

Z jednej strony chodzi o to, by inwestycje nie były zbyt rozbuchane, a z drugiej, by podwyżki cen rzeczywiście posłużyły do sfinansowania niezbędnych projektów. Pod pretekstem dbałości o bezpieczeństwo krajowego systemu energetycznego nie można pozwolić na nieracjonalne wydatki.– Chodzi o to, by nie powtórzyła się sytuacja z lat 90., gdy elektrownie, mając kontrakty długoterminowe i tym samym zagwarantowany zbyt energii po bardzo wysokiej cenie, wybierały supernowoczesne technologie, które potem trzeba było poprawiać – dodaje Krzysztof Żmijewski. – Powszechnie znany jest przykład elektrowni Opole, która dzięki kontraktom miała przygotować dwa nowe bloki energetyczne, ale korzystając z sytuacji, od razu wybudowała fundamenty pod cztery bloki. Zbyt dużo swobody w decydowaniu o inwestycjach spowoduje, że wydatki urosną z 40 do 80 mld zł.

Przedstawiciele firm energetycznych przekonują, że oprócz niezbędnego odtworzenia mocy, budowy i modernizacji nowych linii energetycznych, potrzebne są jeszcze zupełnie nowe bloki, by nie zabrakło energii w wyniku rosnącego popytu.

– W dyskusji o tym, ile potrzeba nowych mocy, często pomijany jest istotny wątek – konieczne są oszczędności w zużyciu energii, domaga się tego Unia Europejska – mówi Krzysztof Żmijewski.

Komisja Europejska oczekuje, że zużycie energii nie będzie drastycznie rosło m.in. dzięki wymianie oświetlenia (żarówek) i starego sprzętu (pralki, lodówki, telewizory) na energooszczędny. – Same elektrownie także muszą zadbać o poprawę efektywności, ciąć koszty, by zmieścić się w ramach tych inwestycji, które będą racjonalne – mówi Krzysztof Żmijewski.

W polskich elektrowniach większość bloków działa od 30 lat. Są i starsze, których przyszłość jest przesądzona. Trzeba będzie je stopniowo zamykać i zastępować nowymi. Do 2015 – 2016 roku powinny powstać bloki o mocy w sumie około 8 tys. MW.

– Z inwestycjami na pewno sobie poradzimy. Otwarte pozostaje pytanie, ile nas to będzie kosztować i kto za te inwestycje zapłaci – mówi Krzysztof Żmijewski, były prezes PSE.

Pozostało 91% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy